27 kwietnia 2014

Miks...

Wiosna przyszła... :)
W osiedlowym parku...
Znajdź wiewiórę! :P
Nowe na półce
Takie filmy mnie teraz zachwycają.
Poczyniłam zakupy urodowe... ;)
... i zapachowe.
Wielka Sobota, jedziemy na święta do Rodzinki. Tu: obowiązkowy postój na BP w Nowym Miasteczku na hot-doga, kawę i koniki :)
Nowy nabytek ze Starbucks'a...
... i jego zastosowanie :)
Bo Empik zrobił promocję "3 za 2"... ;)
I wreszcie plan na dzisiaj:  nowa książka i zakładka, ukochana czekolada i kawka w nowiutkiej filiżance od Niemęża :* :)

25 kwietnia 2014

"Zapach malin" Marika Krajniewska

Ta mała, niepozorna książeczka, kupiona za jakieś niewielkie pieniądze na Allegro, leżała w moich zbiorach już od dawna. Przypadkowo (a może z chęci sięgnięcia po coś "cienkiego" dla odmiany po genialnej i pokaźnej stronicowo Fallaci) sięgnęłam po nią kilka dni temu...
Gdybym miała jednym słowem określić o czym jest ta książka, to powiedziałabym, że o życiu. Za chwilę dodałabym, że o jego kruchości i nieprzewidywalności... O tym, że jednego dnia można mieć młodość, urodę, karierę i pieniądze, a następnego stać się niezdolną do samodzielnej egzystencji, skazaną na kalectwo i samotność osobą, z poczuciem niesprawiedliwości losu i przegrania swojego życia... Wszystko to pasuje do opisu głównej bohaterki "Zapachu..."- Ireny. Wypadek, jedna chwila, bezpowrotnie zmienia jej życie na zawsze. Skazana na szpital, za jedyne towarzystwo ma życzliwą pielęgniarkę i młodego sanitariusza, który czyta pożółkły pamiętnik jej prababki. Irena, niejako zmuszona sytuacją życiową i posiadająca nieograniczony czas na snucie rozmyślań, wspomina swoje życie. I nie są to szczęśliwe i radosne momenty, a pełne goryczy i bolesnych razów. Do tego dołącza przygnębiająca świadomość jak teraz będzie wyglądało jej życie i poczucie wielkiej straty... Gdzieś tam, szczęśliwie, pojawia się jakieś światełko w tunelu, mała iskierka... I taka właśnie jest cała ta powieść: teraźniejszość przeplata się z przeszłością, a zarówno jeden jak i drugi okres osnute są delikatnym zapachem malin...
Pomysł na powieść dobry, zmuszający czytającego (tak jak i bohaterkę) do refleksji nad własnym życiem, nad tym co naprawdę ważne i cenne. Z założenia "Zapach malin" ma wzruszać i wstrząsać, ale u mnie pożądane reakcje nie wystąpiły. Owszem, przez chwilę pomyślałam, że, odpukać, wcale nie mam na co narzekać i moje życie jest całkiem znośne, ale to tyle... Nie wiem dokładnie czego, ale czegoś mi tu zabrakło. Jakiejś głębi powieści, bardziej złożonej fabuły, rozbudowanej narracji... Podejrzewałam, że niespełna dwieście stron w takiej tematyce mnie nie usatysfakcjonuje. Spowodowało to, że książkę przeczytałam, ale na pewno nie zostanie ona we mnie na dłużej (a tak się stanie z kolejną książką, którą właśnie przeczytałam). Ot, kupiłam, to i przeczytałam... No cóż, szkoda zmarnowanego potencjału na dobrą i mocną historię. 
M. Krajniewska, Zapach malin, Wyd. "Papierowy motyl", Warszawa 2009, s. 197

 

5 kwietnia 2014

"Kapelusz cały w czereśniach" Oriana Fallaci

O Orianie Fallaci (1929-2006) słyszał pewnie każdy. Była jedną z ikon współczesnego dziennikarstwa. Słynęła z ciętego języka (i pióra), odwagi i bezkompromisowości oraz znanych na całym świecie wywiadów z m.in. L.Wałęsą, H.Kissinger'em, A.Szaron'em, szachem Iranu, ajatollahem Chomeinim, I.Gandhi, J.Afaratem i wieloma innymi postaciami. Opublikowała wiele książek, esejów i reportaży. "Kapelusz cały w czereśniach", nad którym pracowała dziesięć lat, ukazał się już po jej śmierci i jest rodzinną sagą tej wybitnej kobiety.
Właściwie to mogłabym napisać o tej książce tylko tyle, że jest znakomita i polecam ją każdemu miłośnikowi dobrej i wartościowej literatury, ale nie... To byłoby niemal krzywdzące, żeby pozycji, która dostarczyła mi tylu wrażenie i od której w ostatnich dniach nie mogłam się oderwać, wystawić tak marną i skąpą opinię. 
Saga rodziny Fallaci zaczyna się od roku 1773, a kończy na 1889, gdzie poznajemy losy prababki Oriany. W tym ponad stuletnim okresie poznajemy kolejne pokolenia i życiorysy przodków autorki. Mamy tu niesamowitą galerię postaci: chłopów, arystokratów, duchownych, bohaterów zaprawionych w bojach, rewolucjonistów, artystki i mądre i kochające kobiety, odważne i dumne. W prologu Oriana pisze: "(...) I wszyscy ci dziadkowie, babcie, pradziadkowie, prababcie, prapradziadkowie, praprababcie, praszczury i praszczurzyce, krótko mówiąc- wszyscy ci moi rodzice stali się moimi dziećmi. Ponieważ tym razem to ja ich urodziłam, dałam, a raczej przywróciłam im życie, które wcześniej od nich dostałam." 
Nie zamierzam się rozpisywać nad kolejnymi pokoleniami autorki, ani też wydarzeniami z ich życia, to zostawiam czytającym. Zapewniam, że jest co czytać! Autorka pisze znakomicie, soczyście i malowniczo. Od tego dzieła literackiego naprawdę trudno się oderwać! Porusza się po niemal całej Europie, dokumentuje jej zawirowania, wzloty i upadki,  zawita do Ameryki, akcentuje także kwestię polską (ma, a jakże, wśród swoich przodków Polaka). Mamy w "Kapeluszu..." przystępnie i interesująco podaną historię Włoch i Europy na przestrzeni ponad wieku, mamy rozwój miast, kolei, pojawiania się kolejnych rewolucyjnych na ówczesne czasy wynalazków (lampy gazowe, pociągi, elektryczność, telegraf, telefon). I pośród tego wszystkiego przodkowie Fallaci. Postacie z krwi i kości, barwne i nakreślone wyraźną kreską, z każdej warstwy społecznej. Prym wśród nich wiodą kobiety, zdecydowanie bardziej widoczne i odważne (że wspomnę tylko o Caterinie, Marii Rosie i Anastasii).
"Kapelusz cały w czereśniach" to ośmiuset stronicowe dzieło, które dostarczy czytelnikowi całej gamy uczuć: wzruszeń, oburzenia, współczucia, wściekłości, rozczulenia, zaskoczeń, łez i uśmiechu. Czytałam ją i rano i wieczorem, nie mogłam się oderwać od fascynujących losów, zdarzeń i opisów. Momentami czułam się tak, jakbym tam była i przeżywała to, co bohaterowie. Włoskie miasteczka i krajobrazy zostały nakreślone tak wiernie i skrupulatnie, że oczami wyobraźni widziałam je dokładnie takimi, jakimi były. W notce od wydawcy czytamy, że zdarzały się w książce pewne nieścisłości, ale trudno żeby ich nie było, gdy sięga się po tak odległe czasy i wysupłuje z nich nawet detale. Autorka pisze: "(...)  Nastąpiła eksplozja kolejnych dociekań: dat, miejsc, dowodów. Poszukiwania gorączkowe, nerwowe- bo przyszłość przelatywała przez palce, bo wymuszony pośpiech, lęk, że nie ukończę pracy. Jak oszalała w pędzie mrówka gromadząca pokarm przetrząsałam archiwa, księgi metrykalne, spisy kastralne, wykazy dóbr, wszystkie możliwe Stati Animarum. [...] Aż poszukiwania przekształciły się w sagę do napisania, w baśń do odtworzenia w wyobraźni. Tak, to wtedy rzeczywistość zaczęła osuwać się w sferę fantazji, prawda stopiła się ze światem, którego się domyślałam, a potem który wymyśliłam- jedno uzupełniało drugie, w symbiozie równie spontanicznej, co nierozerwalnej." Jej bratanek dodaje: "(...) Oriana pisała: między Nowym Jorkiem a Toskanią, siedząc przy swojej maszynie do pisania Olivetti, wypełniała stronę za stroną, czytała je na nowo, poprawiała, przepisywała, odkładała zapisane karki do kartonowych kremowych teczek, robiła notatki, zaznaczała, że musi coś uzupełnić na temat tej czy innej postaci, tego czy innego wydarzenia. Maszynopis rósł. Woziła go zawsze ze sobą, brała go w każdą podróż. Trzymała go w ciemnobrązowej torbie, z którą nigdy się nie rozstawała." Rezultat tych żmudnych poszukiwań, lat dociekań i dochodzeń do prawdy, ludzi i wydarzeń jest doprawdy znakomity. Powstała z nich literatura najwyższych lotów, z tzw górnej półki. Saga porywa i zachwyca. Żałuję jedynie, że śmierć przeszkodziła Orianie w dokończeniu dzieła (nie zdążyła opowiedzieć historii najnowszej: swojej, swoich rodziców i dziadków). Wtedy byłoby kompletne i tworzyło jedną, spójną i ogromną całość. Niemniej jednak to, co zdążyła opisać jest doskonałe i warte poświęcenia czasu. Nie polecam, a zalecam przeczytanie "Kapelusza całego w czereśniach" (wyjaśnienie intrygującego tytułu znajdziemy oczywiście w książce).
O. Fallaci, Kapelusz cały w czereśniach, Wyd. Literackie, Kraków 2012, s. 823