28 lutego 2015

Miks...

Dość dawno nie było, zatem dziś porcja zdjęć. Ale nie tak, jak zwykle, tylko tematycznie ;) A temat jest wdzięczny i przyjemny: słodka rozpusta. Będzie "kilka" deserów, herbatki, jakieś procenty... Zapraszam :)
Tiramisu lodowe w Cafe Costa, Gorzów Wlkp
Mus kasztanowy na ciepło z lodami w nieistniejącej już La Dolce Vita, Gorzów Wlkp
Kawa i lody z Viol gdzieś w kawiarni w CH Askana, Gorzów Wlkp
Smażone banany z lodami i bitą śmietaną. Panorama, Jasło
Domowo :) Lody serwowane przez Niemęża :>
Kawa i lody z Viol. Cafe Club w CH Askana, Gorzów Wlkp
Deser w Panoramie, Jasło
Herbata z widokiem ;) Sofra, Gorzów Wlkp
Rozpusta na tarasie w kawiarni Widokówka, Kołobrzeg
Piwo na barce na Warcie, Gorzów Wlkp
Truskawkowe smoothie z czekoladą w pizzerii OK, Gorzów Wlkp
Szarlotka i kawa na rynku. Żubrówka Drink House, Rzeszów
Wielki kubas herbaty. W domu :)
Goferek i mrożona kawa. Kurort Cafe, Kołobrzeg
Popijanie z Rodzinką :) Wódeczka truskawkowa z Pragi, Czechy :)
Lody, herbata, Błaśki ;) Antica, Dębowiec, podkarpacie :)
Kawa i sernik serwowane przez Siostrę Sylwię. U niej w domu ;)
 
Ciacho od drugiej Siostry, kawa z mojego ekspresu ;) W domu :)
Folgowanie sobie z Viol ;) U mnie w domu :>
Herbata przed obiadem gdzieś w knajpce w Kudowie Zdrój
Cappuccino i lody, m.in. o smaku gumy balonowej :) U Grzymały, Jasło
Deser, latte i boski widok na Jasło, Panorama
Desery jogurtowe + kawy-giganty z Viol, Red Coffe, Gorzów Wlkp
Urlopowa rozpusta z wiadomo kim ;) Panorama, Jasło
Kawa i szarlotka z lodami na rynku. Aristo Cafe, Jasło
Pyszna herbata, całkowicie domowa ;)
Lody i kawa. Manufaktura Smaku, Jasło
Lody owocowe i shoty w U Grzymały, Jasło


22 lutego 2015

"Wiedźmy" Helene Uri

Książkę Helene Uri skończyłam czytać zaledwie kilka minut temu, ale podobała mi się tak bardzo, że postanowiłam niezwłocznie skreślić o niej kilka zdań. Już na wstępie zaznaczę, że dawno nie czytało mi się książki tak przyjemnie, gładko i szybko. Wiedźmy były dla mnie świetną rozrywką (właśnie tak!) i odskocznią od własnych problemów dnia codziennego...
Wiedźmy, norweskiej autorki Helene Uri, ukazały się w stosunkowo nowej serii Wydawnictwa Pi- Literatura Północy (więcej o serii- klik ) i mają podtytuł: współczesna powieść skandynawska. A piszę o tym, bo czuję nosem (i nie tylko nim ;) że będzie to fajna seria i zamierzam poznać więcej pozycji spośród tych, które się w niej pojawiły bądź dopiero pojawią (sprawiłam sobie już m.in. ebooka jednej z książek). A ponieważ lubię i Skandynawię i powieść współczesną, to wróżę (nomen omen) tej serii spory sukces i zainteresowanie nią. Przynajmniej z mojej strony.
Bohaterkami powieści pani Uri są cztery kobiety: Ella, Froydis, Jenna i Celeste, które poznają się na wieczorowym kursie łaciny i od słowa do słowa organizują się w nieformalną ligę kobiet, a nazywają siebie wiedźmami. Głównym zadaniem owego stowarzyszenia jest dokonywanie drobnych aktów zemsty (bądź dawanie nauczki, jak kto woli) na mężczyznach, którzy solennie sobie na to zasłużyli, pobocznym- kobieca przyjaźń i dawanie sobie nawzajem wsparcia i otuchy. I tak też się dzieje- panie spotykają się i rozważają propozycje kandydatów, którym należy nieco utrzeć nosa i wtłoczyć na właściwe tory. Postanawiają uderzać (choć niedosłownie) panów tam, gdzie ich najbardziej zaboli. A że każda z nich (tak jak zapewne większość kobiet) boryka się z męskimi szowinistycznymi i paskudnymi typami, to mają co robić. Dodam jeszcze, że aktów zemsty dokonują starannie i zmyślnie, co poprzedza gruntowny research, planowanie oraz gromadzenie sił i akcesoriów. Spotkania (i akcje na kolejnych panach) owocują zacieśnieniem więzi między nimi i zrodzeniem się dozgonnej przyjaźni. I nie dodam o treści nic więcej, żeby nie zepsuć przyjemności lektury, a zapewniam, że taka występuje podczas czytania Wiedźm. Tę książkę czyta się po prostu świetnie! Nie tylko ze względu na nośną i stale aktualną treść (wyższość i przewaga mężczyzn nad kobietami) i niebanalne, interesujące postaci kobiece, ale również dzięki lekkiemu stylowi, wnikliwym opisom, sprawom, z którymi można spotkać się na co dzień (m.in. dyskryminacja, nierówność, przemoc), skończywszy na przyjaznym podziale na rozdziały (kolejne lekcje łaciny) i właśnie owe łacińskie zwroty i wtrącenia. Ogromnie mi się podoba, że bohaterki książki myślą (i działają) sprawnie, szybko i konkretnie, a przy tym budzą sympatię i ciekawość. Nie ma u nich miejsca na wątpliwości i, jakże kobiece, rozterki i biadolenie. Jest kandydat i sprawa "do załatwienia", to jest także akcja oraz działanie. Nic nie jest niemożliwe, wszystko da się zrobić i załatwić. Jest to oczywiście nieco bajkowe i nierealne, ale na tym polega magia literatury. To naprawdę fajna rzecz... O kobietach, dla kobiet i ich spraw dotycząca. Na stronie wydawcy widnieją słowa: (...) na takich kwestiach skupiają się powieści z serii LITERATURA PÓŁNOCY. Są tak aktualne, że niekiedy czyta się je jak bieżącą prasę. I są bardzo uniwersalne, bo przecież ludzie na całym świecie borykają się z tym samym. Idealne stwierdzenie! 
Książkę oczywiście polecam. Nawet bardzo! Przede wszystkim paniom (zresztą badania nad czytelnictwem jasno pokazują, że to my, kobiety, czytamy więcej), ale i panowie mogliby się nią zainteresować "ku przestrodze" ;) Bardzo dobrze czyta się o kobiecej solidarności, przyjaźni i wsparciu. Aż ma się chęć przenieść te atrybuty na własne podwórko, do własnego życia; bo my, kobiety, powinnyśmy trzymać się razem i stać za sobą murem. Jeśli same nie zadbamy o swoje sprawy, to nikogo one nie obejdą. A w życiu przyjemnie i prosto, niestety, nie jest... I tym sympatyczniej czyta się o tych, którym się to udało.
A jeszcze na końcu książki mamy krótkie wprowadzenie na temat szeroko pojętej literatury skandynawskiej: czym jest, na czym się skupia, czym była, a jest obecnie i w jakim kierunku podąża. Fajna sprawa!
H. Uri, Wiedźmy, Wyd. Pi, Warszawa 2014, s. 447

20 lutego 2015

"Najdroższa" Wanda Żółcińska

Jest noc, ciemno i cicho... Dla mnie to idealna pora na czytanie. Ale mam "zaległą recenzję" i wrażenie, że jakoś mnie ona uwiera. Zatem napiszę słów kilka, zakopię się pod kołdrą i wezmę książkę do ręki. Jak każdego dnia...

Tymczasem...
Najdroższa Wandy Żółcińskiej to powieściowy debiut autorki. Debiut bardzo świeży, dość głośny, dobrze oceniany i słusznie chwalony. Pochwalę go i ja. Bohaterką książki (imię jej poznamy dopiero na przedostatniej stronie) jest młoda kobieta pracująca w korporacji, uwikłana w skomplikowany związek, nieszczęśliwie zakochana w żonatym mężczyźnie i opiekująca się schorowaną matką. Całkiem sporo jak na jedną osobę... Jak łatwo można się domyśleć, lekko bohaterce nie jest. Zmaga się z trudnościami dnia codziennego i z lękiem patrzy w przyszłość. Mamy tu samo życie, a losy bohaterki nierzadko mogą się pokrywać z naszymi. I to jest typ powieści (obyczajowa, życiowa, polska), jaka najbardziej do mnie przemawia i po jaką sięgam najchętniej. Wrzuciłabym ją do jednego zbioru wraz z Szopką, Second Hand'em czy Gorzko (większość tej współczesnej polskiej prozy omówiłam na blogu, bądź już do niej nawiązywałam). To powieść mocna, poruszająca i dająca czytającemu do myślenia. Nie ma tu krainy szczęśliwości i prostych rozwiązań. Najdroższa to doskonale nakreślony obraz współczesnej kobiety, samotnej (choć nie samej), odpowiedzialnej, rozdartej między miłością a powinnością, starającej się sprostać stawianym jej wymaganiom... Świetnie wczułam się w sytuację bohaterki, bo ja sama za lat kilka mogę znaleźć się w analogicznej sytuacji (opieka nad matką) i jej problemy staną się moimi własnymi. Szczęśliwie ona ma pracę, za którą jest godziwie nagradzana i problem braku pieniędzy jej nie dotyczy. A to w dzisiejszych (niepewnych, trudnych i z umowami śmieciowymi) czasach już całkiem sporo, można by rzec: jeden kłopot z głowy. Z drugiej zaś strony opieka nad rodzicielką i problemy osobiste rzutują na wykonywanie przez nią obowiązków, co nie uchodzi uwadze jej przełożonym, i rodzi kolejny problem, z jakim się boryka. No samo życie... Bo nie da się być jednocześnie dobrą córką, odpowiedzialną opiekunką, atrakcyjną kochanką, idealną partnerką i świetnym pracownikiem. I zawsze coś jest kosztem czegoś. Życie stawia przed bohaterką wybory, a żadna z opcji nie jest tą dobrą. I o tym głównie jest Najdroższa: o odpowiedzialności, która dławi i tłamsi oraz wyborach, jakie przynosi życie. Sporo w niej niedomówień, niejasności, porzuconych tropów. Pozwala nam to zatrzymać się, zastanowić. Rozczarowuje mnie jedynie zakończenie, spodziewałam się czegoś innego. I to nieznacznie zachwiało moją bardzo dobrą ocenę tej powieści. Naprawdę warto po nią sięgnąć, poczytać, pomyśleć, może coś zmienić, przewartościować... Polecam.
 W. Żółcińska, Najdroższa, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2015, s. 347

8 lutego 2015

"Pestka" Anka Kowalska

Po Pestkę sięgnęłam z dziwnej potrzeby chwili, bo już od jakiegoś czasu "chodziła mi po głowie". Czekała pośród dziesiątek innych książek na swoją kolej, a mój wzrok zatrzymał się właśnie na niej. Ani to najnowsza książka, ani najmodniejsza, ani wybitna... A jednak, mimo rozczarowania, nie żałuję, że ją przeczytałam. Chociaż było trudno, bo, muszę przyznać, trochę się z Pestką pomęczyłam...
Sięgnęłam po nią dobre 2-3 tygodnie temu i tyle też czasu ją czytałam, choć jej objętość sugeruje dzień, góra dwa dni, leniwej lektury. Za chwilę wyjaśnię w czym rzecz, tymczasem kilka słów o treści. Pestka to historia pewnej miłości. Miłości trudnej, niszczącej, z góry skazanej na klęskę, ale też gorącej i mocnej. Podeprę się okładką książki: Pestka Anki Kowalskiej jest jedną z najbardziej przejmujących historii miłosnych w naszej powojennej literaturze. Uwikłani w sytuację miłosnego trójkąta bohaterowie książki- Agata, Borys i Teresa- są świadomi istnienia nadrzędnych etycznych wartości, nie wypierają się odpowiedzialności i z góry są przygotowani na nieuchronność cierpienia. Towarzyszący miłości ból obnaża ją ze wszystkiego, co zbyteczne i przypadkowe, pozostawiając jedynie jej najważniejszą, duchową istotę. I to dość wierny i oddający książkową rzeczywistość opis. Nie mogę nie wspomnieć tu o czwartej osobie, mocno w ów trójkąt zaangażowanej. Sabina (przyjaciółka Agaty i jej powiernica; współpracownica Borysa; daleka znajoma Teresy) jest główną narratorką powieści i to jej monolog opowiada nam o tej zapętlonej, niemożliwej miłości. Nie wiem, czy coś jeszcze mogłabym dodać odnośnie treści... To taka książką, po którą albo sięgniemy i damy sobie możliwość jej poznania i wyrobienia własnej opinii, albo nie dowiemy się nawet o jej istnieniu. A dotrzeć do niej niełatwo. Raz, że nigdzie teraz o niej nie słychać i próżno szukać jej w jakimkolwiek zestawieniu naj- książek, a dwa- przez lata nie była wznawiana (moje wydanie ma kilkanaście lat) i chyba dopiero w ubiegłym roku wyszło nakładem Świata Książki jej nowe wydanie. Do tego dochodzą pewne trudności przy jej czytaniu, które nie pozwalają na jej pochłonięcie i zatracenie się w niej bez reszty (a tak było w moim przypadku).
Na swój własny użytek trudności te nazwałam technicznymi. Zacznę od tego, że niemal cała książka składa się ze zdań wielokrotnie złożonych, co samo w sobie już nastręcza pewnych trudności, a jeśli dodam do tego, że zdania te są pełne patosu, nasączone aurą tragiczności, zwątpienia, dramatu, pełne metafor, rozbudowanych opisów rozterek Agaty i Sabiny, to nic, tylko dać sobie spokój z tą książką. Ale, że mam zasadę, że wszystko, co zaczęłam czytam do końca, to i czytałam... Długo, o wiele za długo. Pestka, niestety (bo lubię film, jaki powstał na jej podstawie i lubię polską, obyczajową prozę), męczyła mnie, nużyła (czytam też zawsze przed snem i w jej przypadku po kilku stronach ciążyły mi powieki), nie pozwoliła się w sobie zatracić i oderwać od całego świata. I nic to, że znałam jej zakończenie. Liczyłam, że zanim do niego dotrę, otrzymam kawałek dobrej, ciekawej i solidnej literatury. Szkoda, że tak się nie stało...
Nie mogę zatem Pestki polecać. Nie stanie się ona książką, o której się pamięta, do której wraca i nawiązuje. Jedyne, co we mnie zostanie, to stwierdzenie jakże trafne i w punkt, że "każdy z nas ma swoją pestkę..." Interpretacji tego zwrotu może być wiele. Ja swoją już mam... Miała Pestka Kowalskiej potencjał, ale nie został on umiejętnie wykorzystany. Książka trafi więc w czeluść setek innych, gdzie nie sięgana już przez nikogo więcej, pokryje się kurzem...
A. Kowalska, Pestka, Wyd.Marabut, Gdańsk 2001, s. 252