26 września 2015

"Magda, miłość i rak" Alina Mrowińska

Właściwie to ja chciałam dzisiaj o innej książce. Piękna, złota i słoneczna jesień nastraja optymistycznie, zatem i taka miała być dzisiejsza recenzja. Będzie, ale inna. W pewnym sensie równie pozytywna. Tę, o której chcę dziś opowiedzieć, skończyłam czytać wczoraj, chwilę po drugiej w nocy. Skończyłam czytać, odłożyłam, zgasiłam światło i... nie mogłam zasnąć. Miałam taką gonitwę myśli, że za nic nie dało się usnąć. Leżałam więc i dumałam, aż w końcu, sporo później zasnęłam.
Książką, która nie pozwoliła mi zasnąć, była Magda, miłość i rak Aliny Mrowińskiej, będąca piękną i niesłychanie mądrą opowieścią o niezwykłej i fantastycznej kobiecie- Magdalenie Prokopowicz. Magda trzy lata temu zmarła na raka. Jednak zanim odeszła, zdążyła zrobić mnóstwo świetnych rzeczy dla siebie i dla innych (czerpała z życia pełnymi garściami, zakochała się, wyszła za mąż, urodziła Leosia, odważyła się głośno obnażyć i opowiedzieć o raku, założyła fundację Rak'n'Roll, która to diametralnie zmieniła obraz tej strasznej choroby i wciąż działa na rzecz poprawy jakości życia chorych onkologicznie, była inicjatorką kilku nowatorskich, głośnych i skutecznych akcji dla kobiet, kochała słońce i słoneczniki) i mogłabym tak jeszcze długo... Jednym słowem- Magdalena Prokopowicz była fantastyczną, mądrą i piękną kobietą. Mam wrażenie, że znam Ją od zawsze... Śledziłam i gorąco popierałam Jej działania, interesowałam się akcjami, jakie wymyślała, kilka razy widziałam film "Magda, miłość i rak" (o Niej samej, chorobie, Jej bliskich), miałam zaszczyt mieć Ją w gronie znajomych na facebook'u (i nadal mam, bo Jej konto nie zniknęło wraz z Jej śmiercią, a wciąż jest i pozwala w chwilach zwątpienia zajrzeć na nie i uśmiechnąć się do tej cudownej Dziewczyny), ceniłam, podziwiałam i kibicowałam Jej w walce z tym wstrętnym przeciwnikiem. A kiedy zmarła, miałam chwilę ogromnego żalu i smutku... Ale to już było. A teraz jest teraz i dziś myślę już tylko ciepło i z uśmiechem o Magdzie. I taka też jest w dużej mierze książka o Niej. Pełna ciepła, mądrości, słońca, dobroci, z pięknymi zdjęciami Magdy, Leosia i Bartka... Jest w niej i łyżka dziegciu. Ale nie mam ochoty teraz o niej pisać. Kto będzie chciał,  ten się dowie.
Sama książka jest piękna, wzruszająca i ważna. Bardzo konkretnie ustawiła mnie do pionu. Doszłam do wniosku, że nie mogę i nie mam prawa narzekać na moje życie i z tego miejsca apeluję do moich bliskich: jeśli znowu zacznę zrzędzić, jak to ja mam źle i ciężko, potrząśnijcie mną zdecydowanie ;) Nie będę się rozpisywała o treści, układzie itp. Jest tu rozmowa z Magdą, fragmenty bloga, jakiego prowadziła, rozmowa z Jej mężem, na końcu arcyważna i mądra rozmowa z psychoonkologiem, dr Mariolą Kosowicz i sporo pięknych zdjęć. Jednak dla mnie najważniejsze i najpiękniejsze są mądre i ciepłe słowa Magdy. Sporo ich sobie, ku pokrzepieniu i zastosowaniu w praktyce, zaznaczyłam i zanotuję na zaś... "(...) Cieszę się każdą chwilą- kiedy biorę poranną kąpiel, jem śniadanie, rozmawiam z przyjaciółką, jadę samochodem do pracy, kupuję w warzywniaku owoce, towarzyszę Leonkowi w jego odkrywaniu świata. Dla mnie szczęście to uśmiech synka, padający deszcz, filiżanka zielonej herbaty. To, że liście na drzewach zmieniają kolory. Że niedługo będzie lato. A ja to widzę, mogę podejść do okna, pogłaskać mojego psa. Zwyczajność jest piękna (...). Siła, jaką dał mi Leoś, przychodząc na świat, usystematyzowała mój świat. Nie zamartwiałam się tym, czego nie było, cieszyłam się z tego, co miałam (...). Nigdy wcześniej nie uśmiechałam się tak szeroko. Nigdy wcześniej nie biegałam tak szybko, nigdy wcześniej zapachy nie były tak wyraziste, nigdy wcześniej kolejne pory roku nie były tak piękne, ludzie tak dobrzy, jedzenie tak smaczne, każda minuta taka cenna, nigdy wcześniej życie nie było tak łatwe i przyjemne. To nic, że jak miał 1,5 roku, dowiedziałam się o przerzutach do kości i wątroby. To nic, że brałam kolejną chemię. To nic, że włosy znowu wypadły. To wszystko nic! (...) Przez chorobę, a może bardziej dzięki niej, nauczyłam się nie przywiązywać wagi do pogody. Przecież nie można uznać dnia za gorszy, gdy za oknem pada deszcz, przecież to takie piękne, gdy po szybie spływa strużka deszczu lub orzeźwi nas w czasie drogi wielkimi kroplami. Śnieg natomiast jest taki fotogeniczny, otula cały świat swoim pięknym futerkiem, przykrywa wszystko, co szare i bure. Wiatr oczyszcza nas. Każdy dzień jest piękny, tylko i wyłącznie dlatego, że jest. Nieważnie jaki jest. A już najmniej ważne, jaka jest pogoda. Rany, jaka ta Dziewczyna była niezwykła... Zaczęłam "od razu" stosować się do Jej rad i szukać nawet małych radości co dnia. Już wczoraj w nocy, kiedy nie mogłam zasnąć, leżałam w ciemności, odpoczywając i uśmiechając się w duszy do pochrapującego chwilami Niemęża. Pomyślałam, że dobrze, że jest. Taki silny, mocny, dający bezpieczeństwo i ciepło, jak się do Niego przytulić. I co też niezwłocznie uczyniłam :) A dziś od rana cieszy mnie, że jest sobota, ciepła, słoneczna jesień, czas na przejrzenie świeżej prasy, cotygodniowy, sobotni rytuał, dobra i aromatyczna kawa, moc owoców w kuchni (mam dziś winogrona, figi, granaty, jabłka i banany), wieczorem dobry film z moim P., że wieczorem znowu przed snem będziemy czytać swoje książki, że jutro On ma wolny dzień i nie nastawiamy budzika... Cała masa powodów do radości!  Dzięki Magda, stokrotne dzięki :) 
To jest książka tak naładowana pozytywnym myśleniem, że można spokojnie wyrzucić wszelkiej maści poradniki (jeśli się takie posiada) z cyklu "jak znaleźć szczęście". Mimo świadomości śmierci i przemijania, upływającego czasu, nie ma w jej bohaterce zgorzknienia, rozpaczy i rwania włosów (nomen omen) z głowy. Wszystko to pojawia się tylko na końcu, na moment... Bo jak mówi mądre zdanie, zasłyszane gdzieś przez Magdę: (...) Najważniejsze jest mieć nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży, lecz być przygotowanym na to, że ułoży się jak najgorzej". I dopóki jest dobrze czy choćby "jako tako", to ceńmy to i cieszmy się tym. To tak niewiele, a jednocześnie dużo. Magda Prokopowicz chciała, żeby ta książka nie była jedną z wielu: "(...) Ona ma dać ludziom siłę i nadzieję, nie tylko chorym na raka, ale wszystkim, którzy zmagają się z jakimiś problemami, którym ciężko jest żyć. Wiesz, marzy mi się, żeby to była taka książka, która leży obok łóżka i do której zawsze można sięgnąć, kiedy jest źle. I uśmiechnąć się, że życie jest piękne. Mimo wszystko". I tak się stało, właśnie taka jest ta książka Madziu. Odkładam ją tuż przy łóżku i zostawię jako lek na smutki i zwątpienia. No, chyba, że ktoś ją będzie chciał pożyczyć, to na chwilę wypuszczę z rąk. A tymczasem "łeb do słońca", bo jeszcze jest i trzeba się go nałapać "na zapas".
Książka konieczna do przeczytania, zapamiętania i wykorzystywania w gorszych chwilach.


A. Mrowińska, Magda, miłość i rak, Wyd. Zwierciadło Sp z oo, Warszawa 2013, s. 223
 

Ps. Za kilka dni wchodzi do kin film "Chemia" w reżyserii Bartka Prokopowicza, męża Magdy, będący nawiązaniem do losów małżeństwa Prokopowiczów i inspirowany Magdą, Jej życiem, dramatem i radościami. Spodziewam się doskonałego, mocnego i zostającego na zawsze w oglądającym filmu. Jako, że będę łzy, zabieram zapas chusteczek...


 

 

20 września 2015

Miks...

To, co ostatnio czynię non stop :) Ot, uroki długotrwałego chorobowego.
Mrożona kawa, pianka wyjęta z lodówki... Pycha! :)
Niemąż dokarmia ;)
"Tania" książka, po 10 zł sztuka (InterMarche)
Moje nieba...
Pierwszy wieczór w Jaśle. Gadamy, śmiejemy się, piwkujemy... :)
Redds'ik z Niemężem :)  (Al Capone, Jasło)
Rozpusta! Kebabowe pierożki Teściowej :)
Nowa, niemal codzienna, jasielska tradycja- kawa i pogaduchy z Kate :) :*
Moja pierwsza oryginalna Bubble Tea. Pyszna! (Galeria Rzeszów, Rzeszów)
Taka o woda ;) I bohater drugiego planu :) (kotlina, Jasło)
Wieczorny spacer, zachód słońca, przyjaciele, Jasło... <3
Niezbędne zakupy :) (księgarnia Nova, Jasło)
Zestaw idealny + Niemąż :* (Al Capone, Jasło)
Idealne popołudnie :) (Jasło)
Powrót do domu... :(
Nałóg ma się dobrze :)
Kawa czy herbata? To i to! :)
Wreszcie mam! Pierwsze, ale nie ostatnie, cotton ball :)
I ich zastosowanie.
Sezon na wielkie, gorące herbaty rozpoczęty.
Ponad rok na nią polowałam, aż upolowałam. Wreszcie moja! :) (Zara)
Sałatka wg przepisu Kate :*
Drobne przyjemnostki dnia codziennego :)
Olympea Paco Rabanne. Jest miłość! ;)
Moje kolejne Sephora Box. Liczę na następne edycje :)
Zawartość sephorowego pudełka...
Nowe na półce :)
Jesień nadchodzi...

19 września 2015

"Aminata. Siła miłości" Lawrence Hill

W czasie mojego majowego pobytu w szpitalu, moja sąsiadka z łóżka obok poleciała mi serial "Aminata", który ówcześnie w piątki emitowała TVP. I tak się weń wciągnęłam, że kontynuowałam jego oglądanie po powrocie do domu. Serial był świetnie zrealizowany, wciągający, a opowiadał o losach pewnej murzyńskiej kobiety i jej pobratymców i liczył bodajże sześć odcinków. Żałowałam, że tak szybko się skończył, bo był wyjątkowo dobry i interesujący. Jakaż była moja radość, gdy na stronie pewnego wydawnictwa  przeczytałam zapowiedź książki o tym samym tytule...
Książkę ową niezwłocznie nabyłam i przeczytałam z nieukrywaną i ogromną przyjemnością. Główną bohaterką książki (i oczywiście serialu) jest Aminata Diallo, której losy możemy śledzić od jej narodzin w drugiej połowie XVIII w. aż do późnej starości. Narratorką powieści jest sama Aminata, która spisuje swoje losy dla potomnych, tworząc fascynującą i obfitującą w wydarzenia historię. Opowiada m.in. o tym, jak to w wieku jedenastu lat została porwana ze swej rodzinnej wioski, sprzedana jako niewolnica plantatorowi indygo, o Chekurze, swoim przyjacielu, towarzyszu niedoli i wreszcie mężu, o ucieczce z niewoli, o utracie dwojga ukochanych dzieci, o wiecznej tułaczce i poniewierce, o chwilach radości (nielicznych) i chwilach rozpaczy, o ogromie nieszczęścia, głodu i biedy na świecie, o znalezieniu wytchnienia w Anglii, odzyskaniu córki, ale też o sile i potędze miłości, przyjaźni, niezłomności, wiecznej walce... Nie wspomnę już o ogromie postaci i wydarzeń historycznych (będących w dużej mierze wytworem niebywałej wyobraźni autora książki, ale inspirowanych prawdziwymi zdarzeniami). A wszystko to napisane językiem barwnym, plastycznym, obfitującym w szczegółowe i drobiazgowe opisy. Do tego czyta się tę książkę fantastycznie. Jest tak niesamowicie wciągająca i fascynująca, że kolejne strony znikają w mgnieniu oka. Sama nie wiem, kiedy skończyłam ją czytać... Na okładce widnieje: "(...) Lawrence'owi Hillowi udało się stworzyć trzymającą w napięciu i boleśnie prawdziwą opowieść o niezłomnej kobiecie- wstrząsające, zapierające dech w piersiach arcydzieło." A kawałek dalej: "Powieść Hilla zdumiewa swym pięknem i głębokim szacunkiem dla człowieczeństwa. To jedna z tych nielicznych książek, które sprawiają, że czytelnik zatapia się w niej bez pamięci". I wszystko to prawda. Nie ma słów, które mogłyby podsumować jak wybitna i znakomita to lektura. Koniecznie polecam ją uwadze czytających. Najwyższa literacka klasa.
L. Hill, Aminata. Siła miłości. Wyd. Black Publishing, Wołowiec 2015, s. 534

18 września 2015

Jasło/Sanok

Jak każdego (przynajmniej od kilku lat) lata, tak i w tym udaliśmy się z Niemężem w Jego rodzinne strony. Teoretycznie moglibyśmy ruszyć na urlop gdziekolwiek indziej, ale przychodzi kolejne lato i oczywistym jest, że tylko Jasło i nic innego nie wchodzi w grę. Mamy tam rodzinę mojego P., przyjaciół, znajomych i oswojone miejsca, które obowiązkowo odwiedzamy podczas każdego pobytu. Dla mnie to "inny" (nie zawaham się użyć- lepszy) świat i po prostu uwielbiam tam być. Jasło, Kraków, Rzeszów, podkarpacie... Mogłabym tam żyć. Może kiedyś... :-) Tymczasem kilka letnich zdjęć z tego roku. 
Dworzec Krzyż Wlkp. To jeszcze "moje" rodzinne strony, ale już za chwilę je opuścimy...


Wsiadamy w Krzyżu, wysiadamy w Dębicy. To jedynie 740 km... (zdjęcie z drogi powrotnej)
Już na miejscu. Kocham ten widok z okna, kocham tam być... :)

Wycieczka do Sanoka. Wojak Szwejk wita... :)
 
I jego knajpa ;)
Sanocki rynek


Panorama Sanoka
Zbigniew Beksiński. Wielki artysta urodzony w Sanoku.

I jedno z jego dzieł. Malarz w testamencie zapisał swoje dzieła Muzeum Historycznemu w Sanoku i to właśnie tu można zobaczyć ich największy zbiór. Coś niesamowitego!
Zamek królewski i Muzeum Historyczne jednocześnie.
Gdzieś na zamku...
San przepływający przez Sanok.
Taka ciekawostka ;)
Było coś dla ducha, było coś dla ciała ;-) Sanok, NoBo Cafe
Pożegnalna kawa i w drogę... Do Jasła :)
Rynek w Jaśle
Jeden z zachodów słońca na kotlinie...
Jasło nocą
Piękny pożegnalny spacer z przyjaciółmi ;*

Do zobaczenia w przyszłym roku. Obowiązkowo!!! :-)