22 października 2015

"Mr. Pebble i Gruda" Mariusz Ziomecki

Po tę książkę sięgnęłam zachęcona i zainspirowana youtub'ową recenzją Eli z bloga "Czytam, bo muszę" (tu). Tak się też złożyło, że akurat skończyłam czytać aktualnie wybraną książkę i zastanawiałam się (jak zawsze zresztą przy mojej klęsce urodzaju), po którą sięgnąć jako kolejną. I równie szczęśliwie Mr. Pebble i Gruda posiadałam w swoich zbiorach już od dawna. Zdecydowałam więc, że teraz ta książka "idzie na tapetę" ;)

Kupiłam ją zaraz po tym, jak tylko pojawiła się na rynku, skuszona interesującym opisem na odwrocie książki i przepiękną okładką, po czym (jak setki innych) odłożyłam na później. Ale oto teraz nadszedł jej czas i... wpadłam w zachwyt, jaką to świetną książką się okazała. 
Główny jej bohater, poeta Jan Kamyk, po tragicznej, samobójczej śmierci żony, pozbywa się dobytku, pali za sobą mosty i z małym synkiem wyrusza za wielką wodę. W USA staje się John'em Pebble, zatrudnia na uniwersytecie w Detroit, gdzie para się poezją i literaturą, wychowuje syna oraz wiedzie spokojne, w miarę szczęśliwe życie. Ale do czasu... Po kilku latach odnajduje go dawny znajomy z Polski, zaburza mu spokój i przyczynia się do jego pojawienia i późniejszego powrotu do kraju. Pebble staje przed koniecznością odnalezienia się w nowej, niełatwej sytuacji. Musi stawić czoło przeszłości, zamierzchłym wydarzeniom i rozwikłać tajemnicę śmierci małżonki. Od siebie więcej o treści nic nie dodam, bo książka jest tak znakomita, że po prostu należy ją przeczytać. A znajduje się w niej wszystko to, co czyni powieść obyczajową dobrą i interesującą, m.in. miłość, młodość, tragedie, przyjaźń, wydarzenia znane nam z własnego życia bądź z mediów, politykę, nieodległą historię Polski i jej realia i wiele więcej. Powieść Mr. Pebble i Gruda zwyczajnie porywa i zachwyca!
Okładkowy opis jest już doprawdy "formalnością"... Akcja powieści toczy się w Polsce i w USA, wśród pokolenia, które dorastało w siermiężnych czasach Gomułki, wkraczało w dorosłość w epoce gierkowskiej, przeżywało początki opozycji, festiwal pierwszej "Solidarności", dramat stanu wojennego, zmagania reżimu z opozycją, samotność emigracji. Korzenie dramatów, które splatają losy bohaterów, sięgają w głąb polskiej historii: do pewnego incydentu z wojny 1920 roku, do powstania warszawskiego, wreszcie do Holocaustu i okupacji na kresach. Czy trzeba coś jeszcze? Powieść Ziomeckiego jest doskonała. Jednym tchem czyta się o losach Jana/Johna, jego rodziny i przyjaciół. Pisarz nakreślił ich sylwetki z krwi i kości; postacie są mocne, charakterne i wyraziste. Każdy bohater tej książki ma bogatą przeszłość, a i teraźniejszość im letnią nie jest. Dużo się dzieje w Mr. Pebble... Błyskotliwie i  szczegółowo, ale też ciekawie i intrygująco podaje nam autor obraz zmian zachodzących w Polsce, jej mieszkańcach, ustroju, władzy, wyglądzie... O wielu wydarzeniach, jakie mają miejsce w powieści, słyszałam i miałam pojęcie. Część znałam z autopsji, choć blado je pamiętam (jestem rocznik 80'), o części uczyłam się na  lekcjach historii w szkole, a jeszcze inne spotykałam w innych książkach bądź doniesieniach medialnych. Cała powieść jest misternie i bardzo sprawnie skonstruowana z logicznie występujących po sobie zdarzeń i następstw losu, a wielość bohaterów i ich przeżyć czyni ją bogatą, atrakcyjną dla czytającego i zapewnia dłuższe spotkanie z naprawdę świetną i poruszającą lekturą. Wciąga i zachwyca bez reszty; tak bardzo, że trudno przerwać jej czytanie i odłożyć ciąg dalszy na później. Cieszy ogromnie fakt, że książka ma 901 stron, co pozwala się w nią zagłębiać i delektować jej zawartością bez obawy, że pyk!, chwila moment i te trzysta stron już minęło. Uwielbiam obszerne objętościowo książki, a jeśli jeszcze ich wielkość idzie w parze z jakością (jak w przypadku Mr. Pebble i Gruda), to dla mnie- pełnia szczęścia. Nadal żyje we mnie ta powieść. Mam po jej przeczytaniu sporo przemyśleń i refleksji, a ponadto nie minął mi jeszcze zachwyt nad jej zawartością. Mogę jedynie żałować, że lektura Mr. Pebble... już za mną, choć przecież zawsze mogę ponownie po nią sięgnąć, a w charakterze "pociechy" występuje myśl, że pewnie kolejne, równie genialne, odkrycia literackie kryją się na moich półkach... Polecam!!!

M. Ziomecki, Mr. Pebble i Gruda, Wyd. Czarna Owca, Warszawa 2011, s. 901
 

21 października 2015

Jesień we wrocławskim zoo :)

Niemal "rzutem na taśmę" (bo za chwilę pogoda uniemożliwiłaby nam taki wypad) 10 października, w sobotę, udało mi się wyskoczyć z bliskimi na kilka godzin do Wrocławia. Naszym głównym celem było wrocławskie zoo i zobaczenie pawilonu Afrykarium, gdzie można z niewielkiej odległości obejrzeć zwierzęta Czarnego Lądu. Powiem tylko tyle: Afrykarium zachwyca i zapiera dech w piersiach! Jeśli tylko będziecie mieć sposobność je odwiedzić, to nie zastanawiajcie się ani chwili, bo warto. Jeszcze tylko ekspresowy spacer po wrocławskim rynku (kocham Wrocław!), dyniowa latte ze Starbucks'a, króciutkie odwiedziny u Babci i bliskich (70 km od Wrocławia) i już wracaliśmy do domu. Cały wypad był wielce udany, do czego wybitnie przyczyniła się piękna, słoneczna i bezdeszczowa pogoda. Przywiozłam zeń sporo zdjęć i kilka z nich Wam pokażę...
W drodze...
 
Hala Stulecia



Pawilon Afrykarium z zewnątrz.
Kultowa ;) pumpkin spice latte ze Starbucks'a
Droga powrotna do domu...

20 października 2015

"Pustostan" Agnieszka Nietresta-Zatoń

Zaopatrzona w duży kubek pysznej herbaty, z mokrą i kolorową, choć dziś osnutą mgłą i szarością, jesienią za oknem, zabieram się do napisania kilku słów. Zerkam na zegarek i uśmiecham się pod nosem, bo na poczcie czeka na mnie paka z nowymi książkami i bardzo mi po nią śpieszno. Ale najpierw recenzja... A skoro jestem już przy jesieni, to i lektury bardziej jesienne. Mniej w nich słońca, radości i jasnych stron. Pustostan idealnie się wpasowuje w ten nurt...

Pustostan przeczytałam już jakiś czas temu, zatem i emocje towarzyszące lekturze opadły. A trochę ich było. Bo książka to smutna, dość mocna i raczej o tych ciemnych, niewesołych stronach życia. Właściwie jest to historia pięciu kobiet, które w pewnym momencie stykają się ze sobą. A skoro pięć bohaterek, to i pięć życiorysów i opowieści o dzieciństwie, rodzicach, domach, nadziejach i lękach. I nie są to radosne i pozytywne opisy szczęśliwego dzieciństwa, mądrych i kochających rodziców czy dorastania w dostatnich, dających poczucie bezpieczeństwa domach. Wszystkie bohaterki borykają się z trudnościami i problemami, toksycznymi matkami i nieobecnymi, a jeśli obecnymi, to raczej zbędnymi i nie dającymi oparcia, ojcami, z wszędobylską zawiścią, knuciem, intrygami i obmowami, w których, niestety, brylują inne kobiety. Na okładce czytamy: "(...) Podobno w piekle jest specjalne miejsce dla kobiet, które nie pomagały innym kobietom. Jedyna droga ucieczki wiedzie przez wyjątkowo zdradzieckie szczeliny istnienia, ale pierwsza, która je pokona, utoruje drogę kolejnym.(...) Paradoksalnie w konserwowaniu negatywnych stereotypów wobec kobiet prym wiodą... kobiety. Zaprawdę stara to prawda, że największym wrogiem kobiety jest druga kobieta. I tej właśnie prawdzie Pustostan poświęca swoje kolejne strony. Bohaterki nie mogą liczyć na matki, siostry, babki, ciotki czy sąsiadki, ale już na obce kobiety prędzej.
Przyjemne okoliczności czytania o mało wesołych prawdach.
Główne bohaterki podejmują wysiłek przerwania tego błędnego koła i zerwania z krzywdzącymi zachowaniami i opiniami, a pomaga im w tym przyjaźń, która je połączy i pozwoli z umiarkowanym, ale zawsze, optymizmem zerkać w przyszłość. Kobiety nie bądźmy dla siebie wrogami, ale stańmy się dla siebie podporą i stójmy za sobą murem. Bo jak nie my, to kto? Książka jest napisana bardzo dobrze, sprawnie i błyskotliwie, co czyni znośniejszymi, bijące z niej gorycz i smutek. Jest mocno wciągająca i dająca do myślenia. Ja bym ją "wrzuciła" do jednego worka z Second Hand, Szopką czy Gorzko (o wszystkich tych tytułach już tutaj pisałam) pod tytułem: sama prawda, samo życie, lekko nie jest. Ale żeby nie było, że tylko smutek, płacz i rozpacz, to są i pozytywne momenty (jak choćby ta przyjaźń nowego pokolenia kobiet), a nawet śmieszne. No cóż, ja takie książki bardzo lubię i serdecznie polecam. Nie jest to nic wybitnego, ale warto poświęcić dzień czy dwa Pustostanowi.
 A. Nietresta-Zatoń, Pustostan, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2015, s. 320

A teraz mogę już iść na tę pocztę... ;)


12 października 2015

"Mgła" Kaja Malanowska

Kaja Malanowska jest obecnie uznawana za jedną z najciekawszych współczesnych pisarek i ma na swoim koncie kilka książek (dwie z nich posiadam, aczkolwiek jeszcze ich nie przeczytałam), ale żadna z nich nie jest kryminałem. Do tej pory autorka zgłębiała głównie mroczne oblicza ludzkiej egzystencji (m.in. depresje, zagubienie, lęki). Aż tu nagle wzięła się za kryminał. Jak jej to wyszło?
Jak już wcześniej wspominałam, nie jestem wybitnym znawcą kryminałów, bo zaczęłam je czytać stosunkowo niedawno i mam za sobą jedynie kilka książek tego gatunku. Mogę więc oceniać je tylko w odniesieniu do wcześniej przeczytanych pozycji, a moja skala ocen i znajomości kryminału nie jest specjalnie imponująca. Mgłę oceniam na dobry z plusem i uważam, że jest to naprawdę dobra pozycja kryminalna. Opasły tom zawiera wszystko to, co według mnie, zawierać powinien interesujący i wciągający kryminał. Jego główni bohaterowie to komisarz Marcin Sawicki (Sawoj) i nowo przybyła z Wrocławia do stolicy oficer dochodzeniowy Ada Rochniewicz (nie bez powodu ochrzczona mianem Mimozy). Jak to bywa, stary, doświadczony glina nie za bardzo ma ochotę współpracować z kobietą. Do tego wykształconą, z sukcesami zawodowymi, niejasną przeszłością, a ponadto atrakcyjną i z klasą, na którą mało którego glinę (i nie tylko) stać. Komisarz Rochniewicz sama w sobie jest wyzwaniem i tajemnicą. A tu jeszcze trzeba rozpracować morderstwo młodej kobiety, której zwłoki znaleziono w jednej z warszawskich kamienic... Mgła to bardzo sprawnie i intrygująco skonstruowany kryminał. Mamy w nim zgrabnie uknutą intrygę, zobrazowaną w przekonujący i realistyczny sposób pracę wydziału dochodzeniowo-śledczego, szczegółowe charakterystyki głównych bohaterów, ich bolączki i kłopoty, a do tego obszerne tło społeczne: obraz Warszawy, jej mieszkańców, kwestię uchodźców, sektę religijną. A wszystko to sprawnie spięte klamrą w zwartą, solidną i interesującą całość. Nie mogłam się od Mgły oderwać, a to chyba najlepsza rekomendacja dla książki. Książka Malanowskiej wciąga, intryguje, nie nuży. Nie ma w niej dłużyzn i zbędnych ozdobników czy koloryzowania rzeczywistości. Jest wręcz odwrotnie: akcja powieści toczy się w przededniu wiosny, zatem sporo w niej chłodu, śniegu, ciemności i marazmu, co dodaje książce niepokojącego i mrocznego charakteru. Na okładce widnieje rekomendacja reżysera Borysa Lankosza, że: "Ta powieść to materiał na serial kryminalny, a główna bohaterka to wymarzona rola dla nowej gwiazdy". I jak najbardziej zgadzam się z jego opinią i chętnie bym ów serial obejrzała. Kto wie, może jest coś na rzeczy... Olga Tokarczuk dodaje, że "Ta książka ma wszystko to, co powinien mieć dobry kryminał: wartką fabułę, porządnie zbudowane postaci, zaskakujące zwroty akcji i nieoczekiwane zakończenie. Świetnie skrojona, starannie uszyta na miarę naszego współczesnego tu i teraz". Czyli tak jak mówiłam- świetny kryminał, dla którego warto zarwać noc. Polecam i tym, którzy zęby zjedli na kryminałach i tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tym gatunkiem. A ja nie obraziłabym się, gdyby pani Malanowska dopisała kolejne śledztwa i perypetie Mimozie i Sawojowi. Już zgłaszam chęć ich przeczytania. 
 
K. Malanowska, Mgła, Wyd. Znak, Kraków 2015, s. 695

5 października 2015

"Amy. Moja córka" Mitch Winehouse

Kilka dni temu byłam w kinie na Amy, filmie dokumentalno-biograficznym, który przedstawiał prawdziwą historię fenomenalnej Amy Winehouse. Film zrobił na mnie ogromne wrażenie. Wyszłam z kina wstrząśnięta i poruszona, a głos wiązł mi w gardle... Od razu zapragnęłam posłuchać jej muzyki... A dziś o książce, którą napisał ojciec Amy, Mitch, już po jej śmierci. Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Gosi, która była ze mną w kinie na Amy i od razu po seansie zaproponowała mi pożyczenie tej właśnie książki. 
To nie będzie jakaś rozbudowana recenzja, m.in. z tego powodu, że wciąż układam sobie w głowie to, co obejrzałam, usłyszałam i przeczytałam o Amy Winehouse. Samej Amy też nie będę specjalnie przedstawiała, bo z pewnością każdy zna jej twórczość i wie coś tam o jej tragicznym losie. Powiem tylko tyle, że była genialną i niepowtarzalną wokalistką i kompozytorką, obdarzoną ogromną charyzmą i takim też talentem, ale również niesamowicie wrażliwą, podatną na wpływy i pogubioną dziewczyną. Dopóki nie zniszczył jej alkohol (a wcześniej narkotyki) zdążyła wydać dwa rewelacyjne albumy i przejść do historii muzyki jako jedna z najwybitniejszych wokalistek XXI wieku. Zmarła w wieku 27 lat (23 lipca 2011 r.), najprawdopodobniej z powodu znacznego przedawkowania alkoholu. Jej wyniszczony organizm odmówił dalszego funkcjonowania... 
Odkąd lata temu usłyszałam jej głos, byłam nim autentycznie zachwycona. Doskonale znam jej płyty i obydwie uważam za wybitne. Jednak mimo zachwytu nad Amy Winehouse- artystką, miałam jasno sprecyzowane zdanie o niej, jako osobie prywatnej- dla mnie była zwykłą alkoholiczką i narkomanką, która na własne życzenie rujnuje siebie i swoich bliskich. W przypadku nałogowców mam dość klarowne zdanie i niespecjalnie ich żałuję, a ich ciężkie przeżycia i dramaty nie za bardzo mnie ruszają. Nie dla mnie stwierdzenia, jacy to oni chorzy i biedni. I takie też zdecydowane i negatywne zdanie miałam o Amy. Tymczasem po filmie Amy, gdzie rzetelnie nakreślono całe jej życie, a opowiadali o niej wszyscy jej bliscy, trochę złagodziłam wobec niej swoje stanowisko i przestałam oceniać ją tak kategorycznie. Dostrzegłam jej zagubienie, przerażenie, wrażliwość, zaszczucie przez brukową prasę i paparazzich. Ten sam skutek odniosła książka napisana przez Mitcha Winehouse'a. Wcześniej byłam przekonana, że to po prostu sposób na wyciągnięcie kasy od fanów jego córki, ale po jej przeczytaniu wiem, że to bardzo kompletne kompendium wiedzy o niej i zapis zmagań jej ojca i bliskich jej osób z nałogami i problemami córki. Żałuję tylko, że nie ma w niej więcej zdjęć Amy, bo te które są, są świetne. Bardzo ważny jest fakt, że film i książka są ze sobą bardzo spójne i niemal całkowicie się pokrywają, co pozwala sądzić, że rzeczywiście są wiarygodne i opowiadają historię Amy taką, jaką ona faktycznie była. Nadal twierdzę, że sięganie przez Amy po alkohol i narkotyki to jej wybór i decyzja, ale nie jestem już taka ostra w jej osądzie. Dostrzegłam, jak bardzo potrzebowała miłości, zrozumienia i pewności siebie, tyle że próbowała je zdobyć z pomocą niewłaściwych środków. I tak wyszła mi łączona (i wcale nie taka krótka) recenzja i książki i filmu. W moim przypadku (bo w odstępie kilku dni obejrzałam film i przeczytałam książkę) stanowią one kompletną, nierozerwalną i wiarygodną całość, która mocno mnie poruszyła i ugruntowała moje postrzeganie Amy.
Książkę (a chyba jeszcze bardziej film) polecam. Fanom i miłośnikom talentu Amy Winehouse, jej zagorzałym przeciwnikom, lubującym się w literaturze biograficznej i faktu, a także młodym ludziom- ku przestrodze i rozwadze w sięganiu po degradujące substancje i używki. To naprawdę dobra, mocna, rozdzierająca i zostająca w pamięci rzecz. Tak samo będzie po obejrzeniu filmu. Gwarantuję, że nikt nie pozostanie obojętnym po jego obejrzeniu. Film wstrząsa i porusza do żywego. Z pewnością kupię go, gdy pojawi się na płycie, żeby móc do niego wracać i słuchać nieziemskiego głosu Amy...
Ogromnie żal, że odeszła w tak młodym wieku tak niesamowicie utalentowana, genialna i piękna młoda kobieta. Miała przed sobą całe życie... Pozostaje się jedynie cieszyć, że została po niej jej fantastyczna muzyka i materiały o niej, do których można wracać w każdej chwili... Zatem niech brzmi i nigdy nie odchodzi w zapomnienie. Amy Winehouse.
M. Winehouse, Amy. Moja córka, Wyd. SQN, Kraków 2012, s. 301

3 października 2015

"Rok w Jemenie" Jennifer Steil

Za oknem wciąż jeszcze piękna i słoneczna jesień, to i recenzja w takim duchu. Dziś o pewnej bajecznej krainie, którą fantastycznie przybliżyła mi Jennifer Steil. Oczywiście, zaraz po przeczytaniu tej książki, natychmiast zapragnęłam się w owej krainie znaleźć i nawet spytałam P., czy mnie doń zabierze. To jednak życzenie z gruntu niewykonalne, więc dobre było i to, że choć przez chwilę mogłam się poczuć tak, jakbym właśnie tam była...

Bajeczną krainą, o której dziś mowa, jest Jemen i jego stolica- Sana. To tam trafia amerykańska dziennikarka (Jennifer Steil właśnie) z misją przeszkolenia jemeńskich dziennikarzy i polepszenia wizerunku gazety "Yemen Observer". Nie trzeba być wybitnym umysłem i znawcą, żeby wiedzieć że Ameryka i Jemen to jak ziemia i woda i to samo tyczy się ludzi, ich życia, zwyczajów, sposobu pracy... Jennifer trafia do kompletnie nieznanego jej wcześniej i totalnie egzotycznego miejsca na świecie. Stopniowo zdziwienie przemieszane z przerażeniem, zmienia się w zachwyt i zauroczenie. A Sana stanie się dla dziennikarki drugim (po Nowym Jorku) domem. Pierwszym, co totalnie ją zachwyci, będzie stare miasto w Sanie. "(...) Najciekawsze jednak było przed nami: rozciągało się tam zupełnie baśniowe miasto, całe z piernika. Starówka Sany. Skupisko domów- wysokich prostopadłościanów w mocnym piernikowym kolorze, z koronkowymi zdobieniami przypominającymi lukier- otoczone było grubym murem." Tak, ten opis (i wiele kolejnych) bardzo do mnie przemawia i poczułam, że bardzo chciałabym się kiedyś znaleźć w Sanie. I nic w tym dziwnego, że starówka Sany wpisana jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO.
 Bajeczna starówka w Sanie. Zdjęcie z facebook'a Jennifer Steil.
Ale piękne miasto, egzotyka, niecodzienność to jedno, a drugie to ludzie i oni są w tej książce najważniejsi. Amerykanka pojawia się w Sanie celem przeszkolenia jemeńskich dziennikarzy. Szkolenie ma potrwać trzy tygodnie i być przygodą życia. Jednak z upływem dni, Jennifer (mimo braku snu, brokułów i dwudniowych weekendów) coraz bardziej pragnie w Sanie pozostać. Przyciągają ją do stolicy Jemenu wyzwania, egzotyka, piękno, adrenalina, aura, odmienność, kultura i wreszcie zupełnie inni od Amerykanów ludzie. Ich mentalność, życzliwość, naiwność, zawierzenie opatrzności, niefrasobliwość i przyjazne nastawienie, jednym słowem- ludzie-  wysoko plasują się na liście za tym, żeby w Sanie pozostać na dłużej. To dziennikarze YO proszą Steil, żeby z nimi została... Potrzebują jej jako mentora, nauczyciela, człowieka z zewnątrz i przyjaciela, który jest dobrym fachowcem i potrafi zaprowadzić porządki (przynajmniej na chwilę, bo jak się okaże były one raczej pozorne) w ich gazecie. Jennifer ulega podszeptom intuicji i po skończonym szkoleniu, wraca do Sany i wymarzonego mieszkania na starówce. A w książce wszystko pięknie, fascynująco i drobiazgowo opisuje. Jak czytałam, że: "(...) Suków jest co najmniej kilka rodzajów, ich nazwy informują o tym, co można dostać u kramarzy. Są suki z ręcznie wyrabianą srebrną biżuterią, z przyprawami, gdzie można kupić choćby goździki, kardamon czy kumin, są suki z dżambjami. Są również całe uliczki i zaułki, gdzie sprzedaje się wyłącznie wełniane szale (w większości sprowadzane z Kaszmiru), bydło, kat albo kawę.", to czuję przemożną chęć, żeby tam być. Niemal widzę te szale, srebro, kopce przypraw i wyjątkowo dorodnych owoców, czuję nieziemskie aromaty przypraw i kawy... I dalej mamy w tej książce jeszcze całe mnóstwo opisów zapachów, smaków, obrazów...
Przyjemność czytania potęgowała kawa i ciacha :)
Na okładce czytamy: "Rok w Jemenie to wciągająca historia kobiety, która- wbrew typowym dla Jemenu patriarchalnym uwarunkowaniom kulturowym- przez kilkanaście miesięcy pełni obowiązki redaktor naczelnej gazety Yemen Observer. Wspomnienia Steil to barwny obraz dziennikarskiego rzemiosła oraz zabawny zapis poczynań zespołu jemeńskich reporterów, któremu szefuje. Świetnie napisana książka o współczesnym Jemenie, dziennikarstwie oraz o kobiecym uporze i pasji. Poczuliście się zachęceni do przeczytania? I słusznie! Bo to świetna książka. Pełna malowniczych opisów niezwykłych miejsc i ludzi, całkowicie odmiennej kultury; obfituje w wiele śmiesznych wydarzeń, demaskuje słabości jemeńskiej codzienności, zmagania i radości jemeńczyków, ich życie, zwyczaje, sposób pracy. Wszystko tu jest! Książkę bardzo polecam. To wciągająca, fascynująca opowieść, którą pochłania się jednym tchem i z ogromną przyjemnością. A ja czekam na kolejną książkę Jennifer Steil, która "w świecie" już jest, ale do Polski jeszcze nie zawitała.
Celem zakończenia tej wyjątkowo chaotycznej dziś recenzji (jakoś taka wyszła) ;), dodam jeszcze słówko o fantastycznej stronie graficznej książki. Okładka Roku w Jemenie po prostu zachwyca! Jest to książka wydana nakładem wydawnictwa Lambook, które specjalizuje się w pozycjach o egzotycznej, wschodniej scenerii, wydana w serii "Kolory Wschodu". Jest to seria wydawnicza prezentująca prawdziwe historie ludzi z Zachodu, pisarzy-amatorów, którzy jakąś część swojego życia spędzili na Bliskim Wschodzie lub w Maghrebie. To zapis autentycznych przeżyć, zaskakujących odkryć i niełatwych prób odnalezienia się w nowej kulturze, dający barwny obraz dojrzałej i świadomej miłości do krajów, które kocha się nie tylko za coś, ale także pomimo czegoś. Wszystkie, oprócz niebanalnej treści, mają piękne zdobienia na stronach, cudne okładki i przepiękne zakładki do kompletu. I bardzo cieszy mnie fakt, że mam jeszcze kilka książek tego wydawnictwa na półkach, których dotąd nie odkryłam. Zatem kolejne orientalne przygody literackie i zachwyty jeszcze przede mną. 
J. Steil,  Rok w Jemenie, Wyd. Lambook, Kraków 2014, s. 476