24 października 2016

"Patyk" Hanna Samson (32/2016)

Basia, młoda, niezależna kobieta zostaje zaatakowana w garażu podziemnym we własnym domu. W obronie własnej śmiertelnie rani agresora i ucieka... Ucieka daleko, bo do innego miasta, do matki, z którą nigdy nie miała najlepszych stosunków, ale w chwili obecnej rodzinny dom stanie się jedyną kryjówką głównej bohaterki. W domu matki będzie miała czas na przemyślenia, wyrównanie zaległych rachunków i poukładanie sobie tego i owego... Traumatyczne zdarzenie zmieni całe życie dziewczyny...
Brzmi świetnie, jest nieźle. Nie jest to nic wybitnego, ale książka jest interesująca, mocno osadzona w rzeczywistości i potrafi zaciekawić fabułą. Czyta się Patyka bardzo szybko (bo też treść nieskomplikowana, a objętość skromna), a niejako przy okazji i na użytek własny można przeanalizować swoje stosunki i kontakty z matką. Sporo tu truizmów, ogólników, garść odniesień do roli kobiety w społeczeństwie i stosunków panujących między kobietami właśnie. Ale czyta się dobrze. Można przeczytać, ale nie trzeba. To lektura, która niewiele wnosi, ale też niczego nie zabiera. To takie trochę lepsze i ciekawsze czytadło dla pań.
H. Samson, Patyk, Wyd. Znak litera nova, Kraków 2016, s. 206
 

Miks... z Dolnego Śląska

W połowie sierpnia trafiła mi się okazja wyskoczenia na weekend do Rodzinki z Dolnego Śląska. Jak na wielbicielkę wszelakich wypadów przystało, chętnie z zaproszenia skorzystałam. Nacieszyłam się bliskimi, nagadałam, podjadłam pyszności u Babci i przy okazji coś zwiedziłam. Ze względu na ograniczony czas, podjechaliśmy do cudnego Kłodzka i pięknie odrestaurowanego majątku von Moltke w Krzyżowej. Spędziłam chwilę we Wrocławiu (w oczekiwaniu na szynobus do Dzierżoniowa), "bazę noclegową" miałam w Piławie Górnej, a jeden dzień spędziłam w Świdnicy. W ramach porządkowania bloga i zdjęć, "kilka" z nich wrzucam :)

Podróż czas zacząć...
Tak to ja mogę jechać... :)

Wrocław. Co prawda tylko na chwilę, ale zakochana w tym mieście cieszę się każdą chwilą w nim spędzoną.




Piława Górna. Zajmuje szczególne miejsce w moim sercu (nie tylko za sprawą Babci i Rodzinki...) :-)
Widok z okna... Uwielbiam tu być! :)
Czytam u Rodzinki przed snem. I cieszę oko pocztówką z wrocławskimi krasnalami :)
 
Kłodzko. Niewielkie, pięknie położone i bardzo urokliwe miasteczko. Bardzo odpowiadają mi takie przyjemne miejsca...
Ratusz.


Most gotycki.
Casa D'Oro. Mała przerwa na pogaduchy przy kawie i szarlotce :)
Po wakacjach też!!!
W drodze do twierdzy...
Widok na twierdzę...

Krzyżowa. Mała wieś, a w niej pięknie odnowione i świetnie wykorzystane w nowej roli  gospodarstwo von Moltke, w którym podczas II wojny światowej została zawiązana tajna organizacja antyhitlerowska. To miejsce zachwyca...


 
 Świdnica. A w niej również Rodzinka :) Miasto zachwyca mnie od zawsze i mam ogromną ochotę znów się po nim niespiesznie poszwendać... Czy Ciotka Aśka słyszała? ;)
 
 
 
Powrót do domu. Bo wszystko, co dobre (zbyt) szybko się kończy... ;)
 
Uwielbiam jeździć pociągami, ale "podróż pełna smaku" z nędzą (w roli kawy) z Warsa? Serio? ;) No cóż, jak człeka przyciśnie pragnienie dostarczenia kofeiny, wypije i to ;) :)

22 października 2016

"Młodszy księgowy. O książkach, czytaniu i pisaniu" Jacek Dehnel (31/2016)

Bardzo sobie cenię twórczość i samą postać Jacka Dehnela, mimo że dopiero je odkrywam. Za mną Lala i Dziennik roku chrystusowego (i jedna i druga pozycja bardzo dobre), przede mną Balzakiana i Krivoklat (czekają na półce), a dziś o Młodszym księgowym... Sięgając po tak cudnie zatytułowaną książkę, spodziewałam się samych tylko dobrych i ciekawych rzeczy. Bo książka o czytaniu nie może być niedobra... Jako osoba czytająca i kochająca książki, namiętnie czytam o zwyczajach czytelniczych innych, zaglądam na literackie blogi i portale, rzucam okiem na księgozbiory, śledzę badawczo rynek wydawniczy i powiększam swoje dobra książkowe... I cenię sobie osoby o podobnych zainteresowaniach. Sięgając po Młodszego księgowego... dostałam wszystko to, co mnie interesuje i frapuje. Dehnel opowiada o swoich książkowych preferencjach, zwyczajach, kuriozach, ciekawostkach, fascynacjach... A jako że jest erudytą i człowiekiem obdarzonym świetnym i lekkim piórem, to robi to w sposób ciekawy i interesujący. Lektura Młodszego księgowego... to ogromna przyjemność i przy tym znakomity relaks. Można podpatrzeć, co czyta autor, co go zachwyca, co go śmieszy i irytuje (świetne teksty o internetowych poetach i samozwańczych pisarzach), nierzadko uśmiechnąć się przy opisach perypetii i śmiesznostek. Cudna, ciepła, ciekawa rzecz. Idealna teraz, na jesień, żeby się z nią zakopać pod kocem i delektować się jej czytaniem w towarzystwie miękkiego światła i kubka gorącej herbaty... Świetna lektura.
Młodszy księgowy. O książkach, czytaniu i pisaniu, J. Dehnel, Wyd. W.A.B., Warszawa 2013, s. 366

"Małe życie" Hanya Yanagihara (30/2016)


Myślę, że nie przesadzę, jeśli określę Małe życie mianem książki roku. Było o niej bardzo głośno, dosłownie wszędzie, komentowano ją wyczerpująco i najczęściej w superlatywach. Przyjaźń, dorastanie i dojrzałość, zmagania dnia codziennego, Nowy Jork... To zapowiadało dobrą i interesującą lekturę. Owszem, zdarza się że coś mocno rozreklamowane i szeroko komentowane, okazuje się być w istocie wydmuszką, ale nie jest nią Małe życie. To zdecydowanie mocna, mądra, bardzo wciągająca i wartościowa powieść. Obsypana (jak najbardziej zasłużenie) nagrodami, chwalona, polecana, wciąga w swoją treść, budzi emocje i zostaje w czytającym na długo. Zachwyca i zaskakuje... Poznając i wciągając się w historię przede wszystkim Jude'a i Willema (w mniejszym stopniu JB i Malcolma) nie mogłam się odeń oderwać. Targały mną emocje, wątpliwości, a momentami odczuwałam dyskomfort i swego rodzaju ból, a wszystko to za sprawą okrutnego losu Jude'a... Bardzo mu kibicowałam i czekałam aż jego życie się odmieni, polepszy, poprawi się jego jakość. Nie mogłam się oderwać, ale musiałam choć na trochę odkładać Małe życie. Żeby odetchnąć, pomyśleć, uspokoić emocje... Dla mnie ta książka to bezsprzecznie arcydzieło i wydarzenie literackie. Zachwyca treścią, okładką, objętością. Nie wyobrażam sobie, że można czytać książki i nie sięgnąć po Małe życie. To absolutnie i koniecznie trzeba przeczytać!


Małe życie, H. Yanagihara, Wyd. W.A.B., Warszawa 2016, s. 815
 

2 października 2016

"Książka o czytaniu" Justyna Sobolewska (29/2016)

Książka o czytaniu? To zawsze brzmi dobrze i zachęca do sięgnięcia. Tu mamy dodatkowy atut w postaci ciekawej autorki i przepięknego wydania. Oczywiście nie mogłam tej książki pominąć... Powiem tak- wybitną ta niewielka książeczka nie jest i chyba miałam wobec niej zbyt wygórowane oczekiwania. Spodziewałam się błyskotliwej i skrzącej opowieści o czytaniu i literackich objawieniach, o posiadanym księgozbiorze, maniach namiętnego czytelnika, anegdot, ciekawostek, a dostałam dość błahą i powierzchowną opowiastkę naszpikowaną cytatami i tytułami. To samo w sobie nie jest złe, ale jednak zbyt mało, żeby się zachwycić i polecać. Wygląda to tak, jakby pani Sobolewska koniecznie chciała upchnąć w tej książce wszystkie tytuły, jakie zna i przeczytała (oszałamiający indeks nazwisk i bibliografia jak na dwieście stron niewielkiej objętościowo książeczki), a jak wiadomo nie ilość, a jakość częściej ma większe znaczenie. Za dużo tu cudzych słów, za mało opinii i obserwacji własnych. Przeszkadzały mi zbyt krótkie rozdziały, przez które (takie mam wrażenie) autorka często się prześlizgiwała i pędziła do następnych, po czym zbyt szybko je kończyła; o przyjemnościach i nawykach czytelniczych czy preferencjach autorki też zbyt ubogo i pobieżnie... A ja chętnie poczytałabym coś więcej i na dłużej rozsiadła się w kolejnych historyjkach. To mogłaby być świetna i wciągająca lektura, bo miała na taką zadatki, ale, niestety, potencjał został roztrwoniony i rozdrobniony na drobne. Bardzo szkoda...
J. Sobolewska, Książka o czytaniu, Wyd. Iskry, Warszawa 2016, s. 241

"Moje śliczne" Karin Slaughter (28/2016)

To było moje pierwsze spotkanie z Karin Slaughter i uznaję je za bardzo udane. Nazwisko tej pani wielokrotnie przewijało się pośród tych, którzy historie kryminalne piszą dobrze i są w tej dziedzinie doceniani. Potwierdzam. Ta książka mnie porwała, omotała i wciągnęła w swoje mroczne i bolesne odmęty. Czytając tę powieść czułam ciekawość przemieszaną ze swego rodzajem uwieraniem, bo porusza sprawy mroczne i trudne w sposób dosadny i bez upiększania. Czytałam i odrobinę nie dowierzałam (bo przecież wiem jak straszny i brutalny jest świat), że takie rzeczy mogą mieć miejsce w rzeczywistości. I chociaż to fikcja literacka, to nie wzięła się znikąd... Nie raz i nie dwa słyszy się o makabrycznych zbrodniach, które wstrząsają światem, opinią publiczną, rodziną... Moje śliczne są bardzo dobrym kryminałem, osnutym na historii przeciętnej amerykańskiej rodziny, napisane bardzo sprawnie, odważnie, mocno i mrocznie, a wzięte raz do ręki, trudno odłożyć, bo już, natychmiast chce się wiedzieć, co dalej i jak się to wszystko zakończy. Ta książka intryguje, fascynuje, bulwersuje, oburza i przeraża... Bardzo dobra rzecz!
 K. Slaughter, Moje śliczne, Wyd. HarperCollins Polska Sp z o.o., Warszawa 2015, s. 479

Będzie nieco inaczej...

Minął już wrzesień, lato zastąpiła jesień, a na moim blogu cisza... Ani jednego wpisu przez cały wrzesień, a przecież mam o czym pisać, bo non stop czytam i coś oglądam... Zatem coś jest nie tak i trzeba to skorygować. Wcześniej zapadające wieczory skłaniają do refleksji, więc i ja pewne poczyniłam. Ta dotycząca mojego bloga jest taka, że nie będzie już na nim recenzji obszerniejszych niż kilka zdań. Doszłam bowiem do wniosku, że jednak o wiele bardziej lubię czytać niż o czytaniu pisać. Nie lubię czytać recenzji, z których połowę (a często i więcej) ich objętości stanowi opis treści i bohaterów, a co psuje samodzielne odkrywanie danej pozycji. I z tego też powodu regularnie zaglądam na zaledwie kilka blogów literackich, a i tak często czytam to, co publikują, pobieżnie, skupiając się na ocenie końcowej danej pozycji. Zdecydowanie wolę słowa pochwały lub nagany, napisane zwięźle, bez nadmiernego rozdmuchania i m.in. ja też tak będę czyniła. Nie lubię czytać (i pisać) kto jest bohaterem książki, co przeżywa, co go otacza itp. Żeby się tego dowiedzieć sięga się po egzemplarz i samodzielnie odkrywa. Zdjęcie książki, kilka zdań, krótka opinia i tyle. Wrócę do pisania o obejrzanych filmach (również w skondensowanej formie). Zostaną miksy zdjęć i migawki z wypadów. Zabiegi te sprawią, że mój blog będzie jeszcze bardziej mój :) Jeśli ktoś będzie tu zaglądał, będzie mi miło, jeśli nie- nie szkodzi- siedzę sobie w tym miejscu dla własnej przyjemności. A żeby nie być gołosłownym- zacznę od zaraz porządkować zaległości ;)