21 kwietnia 2020

Kawa!!! pt 3

Otóż okazało się, że pomimo ciszy na blogu, cały czas robiłam (i nadal będę robić, gdy minie pandemia) fotki wypitych kaw. Okazało się również, że świetnie pamiętam gdzie, kiedy i z kim tę kawę wypijałam, a tym samym, że zatrzymywanie kawki w kadrze to fajna forma pamiętnika. Zatem dzisiaj kolejna (trzecia już) porcja kawek ;) A że mam tych fotek mnóstwo, to wkrótce część 4 i 5. A kiedyś i kolejne... :)

Dawniej Costa Cafe, obecnie Cafe CośTam. Kielonki dowodzą niezbicie że z Niemiężem...


Podróżna. Dobra, gorąca i krzepiąca.
Sphinx, GH Askana. Z deserem i Niemężem.
Postój gdzieś w drodze powrotnej znad morza. Niezawodny McD :)
 
Kawa domowa, gigantyczna i z ciastkami. Idealna do lektury :)



Taka gościnność to tylko u przyjaciół w Jaśle :*
Jasło. Urlop. Kawiarnia Keks na rynku.
Też Jasło. U Błasków zawsze można liczyć na kawę :) I coś słodkiego też!
Kawa mrożona na jasielskim rynku. Nie ma nic lepszego... :)
Górka i Kulka. Gorzów Wlkp. Najlepiej!
Sowa. Gorzów Wlkp. Z Niemężem, łasuchem jakich mało :D
Al Capone. Jasło. Urlop.
Takie dobroci serwuje Pani Piątek. Jasło, kotlina, urlop...
Antica, Dębowiec, Błaśki, urlop :)
Z tą pełnią smaku bym jednak nie przesadzała ;) W pociągu powrotnym z Dolnego Śląska.
Przesiadka we Wrocławiu w podróży na Dolnym Śląsku. Ze znacznie lepszą kawą :)
Między wierszami. Gorzów Wlkp. Lato. Z Freitagiem :)
Costa na poznańskim rynku.
Gorzowski Sphinx w Askanie. Niebo w gębie!
Helios, Gorzów Wlkp. Kawa kinowa ;)
Zimowa kawka :) W drodze na święta do Jasełka :)
Keks, jasielski rynek.
Al Capone, Jasło. Podczas zimowo-świątecznego urlopu.
Domowo, na kotlinie, Jasło, zima, prasa, ciacho... :)
Restauracja Jasiel. Oczywiście Jasło :)
Manufaktura smaku. Jasło. Zimowe latte.
U Grzymały, Jasło. Pożegnalna kawa przed powrotem do GW.
I powrót z Jasła do GW. Niezbędnik każdej podróży.

5 kwietnia 2020

Nowy początek?

          Od jakiegoś czasu myśli o moim "blogu" natrętnie kołatały mi się po łepetynie. O co chodzi? Aaaa... Że może warto by go odkurzyć, coś napisać, wrzucić fotki... Od dobrych dwóch lat nic się tu nie pojawiło i myślałam, że tak już zostanie. Ale... regularnie (i z dużą przyjemnością) nań zaglądałam. Wyrywkowo wybierałam datę wpisu i z nieukrywaną radochą czytałam i oglądałam. Cieszyłam się za każdym razem, że mam to swoje poletko i że w porywie poczucia bezsensu go nie skasowałam. Widocznie tak miało być :) A wczoraj po rozmowie z Niemężem (wciąż tym samym :)) i słowach Jego zachęty zdecydowałam- wracam. Jeszcze nie wiem z jaką częstotliwością będę pisała, nie planuję tematów (choć jasne jest to, że o książkach, filmach czy kawie będzie tu mowa), ale będę. Na pewno będą miksy, tak przeze mnie lubiane :) I cieszy mnie myśl, że znowu mi się chce. I cieszy, że znowu zacznę gromadzić zdjęcia i przemyślenia. Sytuacja za oknem (dosłownie!) dramatyczna, bo szaleje wirus Covid-19 (nowy, zbierający śmiertelne żniwa, koronawirus), musimy pozostawać w domach (#zostańwdomu), wokół pustka, marazm, kwarantanna... W polityce dno, jakiego jeszcze nie było. Głupota ludzka osiąga niezmierzone rozmiary, ludzie durnieją, popadają w paranoję, przesadę, walczą z lękami... Jest bardzo źle. Ale kiedyś w końcu będzie lepiej i pięknie, choć z pewnością inaczej. I ja też popadam w stany przygnębienia i zwątpienia... I tak sobie pomyślałam, że ten blog z całą masą świetnych wspomnień, może być formą pociechy i oderwania od poczucia beznadziei i pesymizmu. Co prawda nie mam w zapasie (jak dawniej) zdjęć, a i w najbliższym czasie nie ma możliwości żadnych wyjazdów, koncertów i weekendowych wypadów, to coś mam w zanadrzu... Znalazłam cały folder fotek mojej ukochanej kawy i wkrótce je tu wrzucę :) A później? Się zobaczy :)

7 stycznia 2018

Grudniowy weekend w Krakowie

Ubiegły rok był dla mnie naprawdę dobry, a jego świetnym zakończeniem był weekendowy wypad z Niemężem do Krakowa. Kraków uwielbiamy (i to, mam wrażenie, coraz bardziej), a on odwdzięczył się nam świetną pogodą, fajnym hostelem, pysznym żarłem i knajpkami, cudownymi miejscami i widokami, a teraz także fajnymi wspomnieniami. Dołączyła do nas nasza Przyjaciółka i już razem uczestniczyliśmy w doskonałym koncercie islandzkiego Sólstafir. To był fantastycznie spędzony czas i pomału planujemy kolejny wypad :) Tymczasem garść zdjęć z tego weekendu...







Tak, jesteśmy żarłokami :D
Rzeźnia! Jak tu dobrze karmią! I rozpieszczają prezentami :)
Rzeźnia. Strawa Niemęża.
Rzeźnia. Mój obiad. Musiałam podzielić się z Niemężem ;)
Tbilisuri Restauracja Gruzińska. Jedzenie wyborne! Tu przystawka.

Tbilisuri Restauracja Gruzińska. Chinkali.
Pod Wawelem. Kompania Kuflowa. Tutaj pięknie porządziliśmy. I z pewnością tu wrócimy.
Słodki Wierzynek i tort Wierzynka.


Koncert Sólstafir. Jestem zachwycona, uwielbiam od dawna, chcę więcej!!!





Co można robić w drodze powrotnej? Tylko jedno! :-)