5 czerwca 2014

"Złodziejka książek" Markus Zusak

Miałam z tą książką mały problem. Pamiętam jej pierwsze wydanie i entuzjastyczne recenzje, ale wtedy się jej oparłam. Nie kupiłam, nie przeczytałam. Niedawno pojawił się film o tym samym tytule będący ekranizacją "Złodziejki..." (bardzo udaną, dodam i chwaloną przeze mnie już tu, na blogu) i klamka zapadła: biorę się za książkę. Przed obejrzeniem filmu miałam niewielki dylemat- wydawało mi się, że jestem już nieco zbyt wiekowa na tę książkę i że owszem, nie można jej odmówić wielkości i zachwytów nad nią, ale to jednak nie dla mnie. Film przekonał mnie, że moje wcześniejsze "rozterki" były bezsensowne, bo to pozycja dla każdego i po prostu warto ją przeczytać. Zakupiłam zatem książkę (już z nową, filmową okładką) i z ogromną przyjemnością oddałam się jej lekturze...
Główną bohaterką książki (i tytułową Złodziejką), jest dziewczynka o imieniu Liesel. Poznajemy ją w momencie, gdy trafia do rodziny zastępczej w niemieckim miasteczku Molching i od tej pory przez kilka lat śledzimy losy jej i jej nowych bliskich. A losy to niewesołe, bo traci brata i mamę, bo trafia do obcych jej ludzi, bo wszystko (na początku) jest nowe i obce, wreszcie, bo to czas wojny. Czas ciężki, trudny i obfitujący w dramaty. Ale jest coś, co przynosi dziewczynce chwile ukojenia i radości- książki. Zdawałoby się, że to tak niewiele- papier z okładką i słowa, a jednak... Od pewnego momentu Liesel już się z książkami i słowem pisanym nie rozstanie. Jak się okaże w trakcie czytania, słowa mają naprawdę ogromną moc sprawczą. Narratorem "Złodziejki książek" jest śmierć. Ale nie ta dramatyczna i bolesna śmierć, jakiej można się obawiać, a śmierć mądra, dobrotliwa i wzbudzająca pewną sympatię. Mimo, że zbiera ogromne żniwa (wszak akcja książki przypada na czas II wojny światowej), można ją zrozumieć i oswoić... Opowiada nam o Liesel z sympatią i podziwem, a jednocześnie odbiera jej tych, których dziewczynka kocha. Ale nie można mieć o to pretensji, bo tak to już w życiu jest, że w pewnym momencie śmierć nadchodzi i czyni swoją powinność...
Książka jest po prostu piękna i na swój sposób magiczna. Niejednokrotnie w czasie czytania delikatnie się uśmiechałam i miałam takie refleksje, że mimo iż jest tak ciężko, to może być wesoło, śmiesznie i radośnie. Że najważniejsi są ci, których kochamy, a nie to co i ile mamy, bo to w jednej chwili może zniknąć, że ważni są przyjaciele, że w każdej sytuacji warto być człowiekiem honoru i dotrzymywać danego słowa, że przyzwoitość i uczciwość zawsze są w cenie... I mogłabym tak pewnie długo... Zrobiło też na mnie wrażenie w jaki sposób  poruszana jest w książce kwestia Żydów i ich zagłady. Dowiadujemy się o ich losach w sposób delikatnie zawoalowany, a jednocześnie nieprzekłamany i zgodny z prawdą. Mamy możliwość przyjrzenia się ludziom i ich bohaterskim czynom w czasach grozy i dramatu wojny.
Tak sobie myślę, że to naprawdę ważna, mądra i bardzo dobra książka. Jedna z tych, które powinny wędrować z rąk do rąk i zachwycać jak największe grono czytających. I że koniecznie powinny czytać ją dzieci. Ja co prawda ich nie mam, ale moje siostry i owszem i podejrzewam, że mój egzemplarz trafi do domu i dzieci którejś z nich. A może do jednej i drugiej, po kolei... 
"Złodziejkę książek" ogromnie polecam! To uniwersalna i wspaniała opowieść dla każdego od lat dziesięciu do stu ;)
M. Zusak, Złodziejka książek, Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2014, s. 495

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz