26 września 2014

"Furia" Salman Rushdie

Wciąż się jeszcze "urlopuję" i korzystam z ostatnich dni laby i nie planowałam nic pisać, ale że udało mi się dopchać do komputera (mój laptop został w domu, Niemąż ślepi na jakiś mecz ;) i przeczytałam drugą wakacyjną pozycję, to i skreślę o niej słów kilka... To druga z trzech (obok "Gorzko"B. Kosmowskiej i "Odcieni miłości" A. Munro) książek, jakie kupiłam podczas urlopu. Mowa o "Furii" Salman'a Rushdie. Nie miałam w planach jej kupna, bo zwyczajnie umknęła mi notatka o jej premierze, ale wpadła mi w ręce podczas wizyty w małej, ale przytulnej i świetnie zaopatrzonej księgarni Nova w Jaśle (którą notabene polecam i zamierzam jeszcze kiedyś odwiedzić).
Od razu rzuciło mi się w oczy nazwisko autora, piękne wydanie Rebisa oraz świetna okładka i to mi wystarczyło, żeby tę właśnie książkę kupić i przeczytać. Nazwisko Rushdie z pewnością znane jest każdemu czytającemu i "marką samą w sobie" (pisarz utalentowany, utytułowany, wielokrotnie nagradzany, m.in. Nagrodami Bookera, a jego najsłynniejsze dzieło to "Szatańskie wersety", które wywołały ogromne kontrowersje wśród muzułmanów, łącznie z nałożeniem na Rushdie'go fatwy, czyli wyroku skazującego na śmierć). Czyli nazwisko świetne, a do tego zachęcający opis książki. Notatka na okładce mówi, że Furia to dzieło kipiące energią- bezlitosna, bardzo czarna komedia, a zarazem głębokie studium najciemniejszej strony ludzkiej natury i historia miłosna o hipnotycznej sile. To także zadziwiający portret Nowego Jorku. Czy potrzeba lepszej rekomendacji? Według mnie lepiej być nie może! A co dostajemy faktycznie...
Zacznę od tego, że "Furia" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Salman'a Rushdie i zupełnie nie miałam co do niego oczekiwań. Sięgnęłam po książkę z ciekawością i delikatnym podekscytowaniem. Początek bardzo obiecujący! Główny bohater to profesor i utalentowany twórca lalek Malik Solanka, który pewnego dnia porzuca swoją rodzinę i ucieka od niej do Nowego Jorku. Tłumaczy to furią i obawami o zdrowie, a wręcz życie swoich najbliższych, które to grożą im z jego własnych rąk. I rzeczywiście, ma pewne powody, by obawiać się o żonę i synka, o czym przekonamy się w dalszej części książki. Co ponadto? Sporo polskich odniesień (polskie nazwiska, Polacy na emigracji, polscy twórcy tj. Miłosz czy Lem), mnóstwo filmów, seriali i muzyki współczesnej, które wszyscy skądś znamy, zapętlenia treści, niemały chaos, interesujące i dosadne opisy nowojorczyków i ich fobii i dziwactw, kilka faktów z życia NY, "po drodze" tajemnicze morderstwa, ciemne strony życia i osobowości bohaterów... Ufff... Sporo tego! Po pierwszym zadowoleniu z nowej książki i przyjemności jej czytania, nastąpił u mnie spadek entuzjazmu i zwątpienie, czy to pozycja dla mnie. Pojawiły się w "Furii" wątki nieprawdopodobne, bajkowe, a tego nie lubię i staram się unikać. Pod koniec książki nie byłam pewna, co mogłoby wydarzyć się rzeczywiście, a co było kompletną bujdą... Gdybym wcześniej wiedziała, czego po "Furii" się spodziewać, to bym po nią nie sięgnęła. Jest tyle świetnych rzeczy do przeczytania, a ta do nich, niestety, nie należy. Trudno. Skoro ją kupiłam- przeczytałam... 
Nic specjalnego z tej lektury nie zaczerpnęłam, no chyba że wątpliwości czy sięgać po kolejne książki autorstwa Rushdie'go. Bo co jeśli wszystkie jego książki są w podobnym tonie, a ten zupełnie mi nie odpowiada? W domu mam jego "Dzieci północy" i je przeczytam na pewno, zastanawiam się nad "Wstydem", "Ostatnim westchnieniem Maura", a zwłaszcza nad "Szatańskimi wersetami", które mają tak skrajne opinie (od zachwytu do totalnego zmiażdżenia). Może ktoś coś w tym temacie? W tym momencie skłaniam się jednak do przekonania, że się z panem Rushdie nie polubimy... "Furii" nie polecam, wręcz odradzam- szkoda na nią czasu... 
S. Rushdie, Furia, Wyd. Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2014, s. 287

BONUS
We wspomnianej księgarni Nova w Jaśle znalazłam cudowności firmy ilustris, jakich nie widziałam nigdzie indziej. "Wyniosłam" zeń świetną torbę i zakładki do książek (chciałabym wszystkie, czyli z dziesięć, ale karcący wzrok Niemęża zredukował ich liczbę do sześciu ;). Może jeszcze uda się zdobyć kubeczek... ;)

18 września 2014

"Gorzko" Barbara Kosmowska

Wiem, że miało już być w miarę "normalnie" i regularnie, ale jeszcze przez chwilę nie będzie ;) Co prawda kilka spraw życiowych ogarnęłam, kilka kolejnych jest "w trakcie", a to najbardziej zakłócało mi prowadzenie bloga, ale aktualnie jestem na urlopie, a ten również nie sprzyja blogowaniu. Owszem, czytam non stop i mam już sporo nowych zdjęć, ale zajmę się nimi po powrocie do domu. Tymczasem jestem na Podkarpaciu, skąd Niemąż mój pochodzi i czerpię, ile wlezie z czasu wolnego, słonecznej pogody, ciepła oraz pięknych okolic i spotkań, na które czeka się cały rok...
"Pretekstem" do napisania tego posta jest książka, którą właśnie przeczytałam. Uznałam, że warto wspomnieć o niej kilka słów...
Tę książkę kupiłam następnego dnia po przyjeździe i łapczywie zabrałam się za czytanie. Przewidywałam, że to będzie dobra rzecz. I nie myliłam się... Nie mam obecnie nadmiernie rozbudowanej weny twórczej, więc będzie raczej krótko i esencjonalnie. Od razu zaznaczę, że zupełnie nie jest to typowo wakacyjno-urlopowa pozycja, której celem nadrzędnym jest dostarczenie rozrywki i przyjemnego relaksu czytającemu. A ponieważ z zasady nie ulegam modom i masowym gustom, uznałam, że ta właśnie książka będzie świetna do czytania podczas urlopu. "Gorzko" jest bardzo dobrą, mocno życiową i osadzoną blisko każdego z nas historią Teresy, która z małego Miasteczka wyrywa się do Miasta z nadzieją na lepsze i pełniejsze życie. I w pewnym sensie jej się to udaje. Po drodze wzloty, upadki, rozczarowania, dramaty, rzadziej dobre chwile i drobiny szczęścia. Losy Teresy przeplatają się z losami jej babki, z pochodzenia arystokratki, co jest dodatkowym walorem książki. Generalnie jednak jest... gorzko. Autorka idealnie i wyjątkowo trafnie zatytułowała swoją książkę. Zdecydowanie więcej w niej gorzkości, a nawet goryczy, niż słodyczy. A mimo to czyta się bardzo dobrze, z zaciekawieniem, dość lekko i szybko. Podświadomie czekałam, aż los głównej bohaterki wreszcie się odmieni, bo przecież nie może być tylko źle, a po złych nadchodzą dobre chwile... Jak było, nie zdradzę. Natomiast polecę tę książkę uwadze tym, którzy (jak ja) lubują się w dobrej, obyczajowej literaturze. Wiele momentów z "Gorzko" możemy dopasować do siebie, swoich bliskich, znajomych...
Dodam jeszcze, że książkę Barbary Kosmowskiej wydano w świetnej serii "z miotłą" wydawnictwa W.A.B. Dla mnie to dodatkowa rekomendacja, bo sporo pozycji z tej serii już przeczytałam, a jeszcze więcej posiadam i przeczytam w przyszłości. Pokrewna "Gorzko" i z tej samej serii jest książka Joanny Fabickiej "Second Hand" czy "Szopka" Zośki Papużanki (z serii "nowa proza polska" wydawnictwa Świat Książki). Obydwie równie dobre i warte poznania, do czego zachęcam.
B. Kosmowska, Gorzko, Wyd. W.A.B., Warszawa 2014, s.350