20 grudnia 2014

"Delikatna równowaga" Rohinton Mistry

Szaleństwo okołoświąteczne w pełni i mnie również ono nie omija, nad czym ubolewam ;) Szczęśliwie nie muszę gotować (robię tylko dwie sałatki), ale już porządki i zakupy są na mojej głowie. Postanowiłam się jednak od tego oderwać i napisać o wyjątkowej książce, którą skończyłam czytać kilka dni temu...
Delikatna równowaga mnie zachwyciła, czego zupełnie się nie spodziewałam. Bo chociaż wiedziałam "z grubsza" o czym opowiada i czego dotyczy, to jednak nie mogłam przewidzieć, że zawładnie mną i moimi myślami tak bardzo... A tak się właśnie stało. 
Indie, a dokładniej Bombaj (choć jego nazwa w książce nie pada, to można się tego bez trudu domyślić), lata 70te, stan wyjątkowy wprowadzony przez premier Indirę Gandhi, zawieruchy polityczno-społeczne, konflikty kastowe... W takich okolicznościach poznajemy głównych bohaterów powieści: dwóch krawców (wuja i bratanka), Ishvar'a i Omprakash'a, którzy w poszukiwaniu lepszego jutra z rodzinnej wioski wyruszają do dużego miasta; Dinę Dalal, mieszkankę miasta, wdowę, wiodącą samotne, nieszczęśliwe życie oraz nastoletniego Maneck'a, który przybył do tego samego miasta na studia, porzucając sielskie i dostatnie życie w pięknej, górskiej okolicy. Losy tej czwórki splatają się pewnego dnia i już do końca powieści zostaną nierozłączne. A losy to niewesołe, ciężkie, naznaczone ogromną dawką trudności, nieszczęścia i cierpienia, osłodzone zaledwie odrobiną (niczym łyżeczką cukru) tych lepszych, spokojniejszych chwil, bo o szczęściu nie ma tu nawet mowy. Cała czwórka z czymś się zmaga, walczy o byt, o godność, o każdy kolejny dzień... I tylko przez krótki czas wydaje się, że już jakoś to będzie, że pewniej, spokojniej, bardziej ludzko i godnie. Delikatną równowagę się nie czyta, a chłonie. Nie mogłam się oderwać! Czytałam i odkładałam niemal z fizycznym bólem, że muszę się z nią rozstać, a przecież wiedziałam, że wkrótce do niej wrócę. To niesamowite, jak bardzo zżyłam się z bohaterami tej książki. Kiedy czytałam o kolejnych klęskach i niepowodzeniach (głównie krawców), to przeżywałam je niczym własne i mocno wierzyłam, że ich los w końcu się odmieni, bo przecież nie można mieć całe życie pod górkę i zbierać razów, za razem. Naprawdę miałam nadzieję, że kolejny rozdział będzie lepszy i wreszcie przeczytam o powodzeniu bohaterów. Tak się nie stało... Nie zdarzyło mi się dotąd uronić łzy przy czytaniu, ale przy tej powieści byłam tego bliska. Tak bardzo przeżywałam losy Ishvara i Oma, tak bardzo liczyłam, że w końcu szczęście się do nich uśmiechnie, że wszystko się im ułoży. Nie ma słów, które wyraziłyby to wszystko, co czułam (i zostało we mnie) czytając książkę Mistry. Nie mogę jeszcze nie wspomnieć o szoku, jaki wywołały we mnie opisy codziennego życia w Indiach, gdzie ludzi z niższych warstw społecznych ma się po prostu za nic... To niewiarygodne, że gdzieś może tak być. To zupełnie inny świat, inne obyczaje, inne wszystko. To poniekąd też powodowało, że czytałam jak natchniona.
Założyłam sobie, że to będzie krótka, zwięzła recenzja, ale jednak ciut "popłynęłam", a mogłabym tak jeszcze długo, bo myśli wciąż mi się w głowie kłębią i nie chcą odczepić. Wciąż jeszcze żyję tym, co przeczytałam i pewnie jeszcze sporo czasu minie, nim moje myśli zaabsorbuje coś zupełnie innego. Delikatną równowagę BBC umieściło na liście "100 książek, które musisz przeczytać przed śmiercią". Nie wiem, czy tej książce jest to potrzebne i czy w ogóle takie listy mają sens... Pewnie ilu ludzi, tyle opinii. Choć po jej przeczytaniu wiem, że idealnie do owej listy pasuje, to ja jednak polecałabym ją przeczytać ze względu na jej treść i emocje, jakich dostarcza, a nie dlatego, że figuruje na jakiejś tam liście. A książka to wybitna, wyjątkowa, pełna emocji, niesamowita, porywająca i tylko szalenie smutna i przepełniona bólem i nieszczęściami. Doprawdy niewiarygodne jest, ile człowiek może udźwignąć i znieść... 
Polecam! A właściwie nakazuję ją Wam (czytającym, oczywiście) poznać. Właśnie tak!
Delikatna równowaga, R. Mistry, Wyd. Drzewo Babel, Warszawa 2014, s. 688


BONUS
Za oknem wiatr, deszcz, ciemno... Jak jesienią, a nie kilka dni przed grudniowymi świętami. Zapalone świece i kominek zapachowy ocieplają wnętrze i nastrój. A do tego muzyka- przepiękna, mocno klimatyczna, smutna, melancholijna. Od nowego albumu islandzkiego Sólstafir od kilku dni nie mogę się oderwać. Genialny! Jak książka, o której dziś napisałam. Poznajcie tę grupę, tę płytę ("Otta"), nawet jeśli nie słuchacie metalu, bo jego tu jak na lekarstwo, a muza piękna... Żeby Wam to ułatwić, poniżej wklejam cały album Otta. Włączcie go, zapalcie świece, a zgaście światło i zanurzcie się się w tej muzie...





2 komentarze:

  1. Często mam tak jak TY, że żyję tym co przeczytałam Obecnie czytam Bóg nigdy nie mruga- uwielbiam tego typu książki, może dlatego, że ostatnio nei mam za dużo cxzasu a tą książkę bardzo fajnei i szybko się czyta. Poycję od Was zostawiłąm sobie na Święta, bo wstyd się przyznać, ale leża patrzę na nie i niemam kiedy ich otworzyć-nad czym ubolewam:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi się nie zdarza za często, że tak przeżywam coś, co aktualnie czytam. Zazwyczaj czytam, kończę, sięgam po kolejną książkę. A tę mam ciągle gdzieś w myślach... Serio, płakać mi się chciało, jak czytałam ile okrucieństwa może spotkać niewinnych, dobrych ludzi. A teraz czytam coś innego, a Delikatna równowaga ciągle u mnie w głowie...
      Co do czytania, to ja po prostu muszę mieć na nie czas! Mogę odpuścić wiele rzeczy, ale nie czytanie! I zamierzam tak zawsze :) A Ty czytaj, kiedy masz czas i chęć :)

      Usuń