21 listopada 2015

"Dygot" Jakub Małecki

Wena twórcza ostatnio mnie opuściła, stąd i na blogu mały zastój. Oczywiście, cały czas czytam i mam do zrecenzowania kilka książek, ale zwyczajnie nie chce mi się o nich pisać. Jakoś tak teraz mam, że czytanie- tak, pisanie- niekoniecznie. Myślę, że to chwilowy stan. Ale o Dygocie Jakuba Małeckiego muszę wspomnieć, bo bardzo zasługuje na to, żeby go czytać, pisać o nim i polecać.

Nie tak dawno o tej książce dużo i głośno mówili m.in. Szczepan Twardoch i Łukasz Orbitowski. Właściwie stwierdzenie, że mówili, to za mało. Oni wręcz nakazywali ją czytać (Orbitowski nawet miał na swoim instagramie "tydzień z Dygotem"), a skoro tak, to oczywiście, przeczytałam. I teraz i ja zaliczam się do piewców zachwytów nad tą książką.
Dygot opowiada historię kilkudziesięciu lat dwóch rodzin, Geldów i Łabendowiczów, na tle losów przedwojennej polskiej wsi, wojny i latach powojennych, aż do współczesności. Dostajemy w nim skomplikowane ludzkie losy, małe radości, smutki, tragedie i nieszczęścia, narodziny i śmierć, słowem samo życie, tyle że, tu podane w bardzo interesujący i nietuzinkowy sposób. W rodzinie Łabendowiczów rodzi się albinos, biały jak śnieg. "(...) Mówili, że ktoś, kto z zewnątrz wygląda tak biało, musi być w środku czarny niczym smoła. Mówili, że ksiądz na jego widok przeżegnał się i uciekł na drugą stronę ulicy. Mówili, że jest ofiarą eksperymentów, które naziści prowadzili w trakcie wojny na więźniach obozów koncentracyjnych. Mówili, że każdy, kto spróbuje wątroby białego człowieka, będzie żył wiecznie. Mówili, że jego krew ma cudowne właściwości i potrafi leczyć rany. Mówili, że nic nie je i nie pije, bo nie musi. Mówili, że to szatan we własnej osobie." A skoro tak, to z pewnością on winien jest wszystkich okolicznych nieszczęść i mieszkańcy wsi, gdzie mieszka tak inny chłopiec podejmują próbę jego zabicia... Z kolej w rodzinie Geldów dochodzi do tragedii i mała dziewczynka zostaje straszliwie oszpecona. Splot wydarzeń połączy ze sobą białego chłopca i okaleczoną dziewczynę. Ale za nim do tego dojdzie, mamy dużo świetnej opowieści, gdzie rzeczywistość przeplata się z realizmem magicznym, gdzie mamy ludzkie słabości, przywary wsi i jej mieszkańców w całej okazałości, gdzie miłość okazuje się silniejsza od uprzedzeń i złych języków; są tu ludzkie tragedie, wątpliwości i lęki, wiara w zabobony i gusła, bardzo plastycznie i żywym językiem opisaną polską prowincję, sowę Durną, psa Konia, konia Psa... Po prostu magia! Czyta się jednym tchem! Aż żal, że książka ma zaledwie trzysta stron. Przy tak znakomitej powieści i sześćset byłoby mało.
Ponieważ, jak już wspominałam, wena pisania chwilowo mnie opuściła, pozostanę przy tym skromnym opisie. Zapewniam, że Dygot jest fantastyczną i nietuzinkową powieścią, którą bardzo warto poznać i polecać dalej. Zresztą nie mogą kłamać entuzjastyczne jej recenzje i blurby znanych i cenionych, parających się pisarstwem, w skrzydełku książki. Dla mnie to coś wspaniałego. Polecam!!!

J. Małecki, Dygot, Wyd. SQN, Kraków 2015, s. 313

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz