17 maja 2014

"Christiane F. Życie mimo wszystko" Christiane V. Felscherinow i Sonja Vukovic

Książkę "My, dzieci z dworca ZOO" przeczytałam pewnie z piętnaście lat temu... Nawet już nie pamiętam dokładnie kiedy. Pamiętam natomiast doskonale jakie wrażenie na mnie zrobiła. Ta książka mnie zszokowała i wstrząsnęła mną na dłuższy czas. Czytałam ją rozemocjonowana, osłupiała i zdegustowana, że życie może wyglądać w taki sposób. Przypomnę (bądź poinformuję niewiedzących) o czym traktowała. "My, dzieci..." to historia nastoletniej narkomanki z Berlina i jej "przyjaciół". Jak głosi okładka książki: Christiane F. jako dwunastoletnia dziewczynka zaczęła palić  haszysz, mając trzynaście lat sięgnęła po heroinę. I już wszystko wiadomo... A jeśli nie, to odsyłam do książki. 
Szok, jaki wywołała we mnie książka o Christiane był jak najbardziej zrozumiały. Byłam przeciętnie grzeczną dziewczynką (nastolatką), z normalnej, spokojnej i kochającej się rodziny i w związku z tym rzeczy typu narkotyki czy alkohol widziałam jedynie w telewizji, rzadziej w prasie. To był dla mnie kosmos. A tymczasem czytam o dziewczynce (bo przecież młodszej ode mnie), która ćpa, prostytuuje się za pieniądze i sięga dna. Czytam o spustoszeniu, jakie czyni nałóg, o zniewoleniu, o zeszmaceniu, do jakiego doprowadza. Czytam o kolejnych ofiarach, które znikają z kart książki... To mógł być wówczas szok. Wrażenie potęgował fakt, że to książka "na faktach", wszyscy bohaterowi rzeczywiście żyli wtedy w Berlinie, miejsca w mieście, adresy, do tego autentyczne zdjęcia wewnątrz książki... Przeczytałam jednym tchem (bo mimo szoku, fascynowała i wciągała totalnie), ale z ulgą odłożyłam na półkę. Dobrze się stało, że ją przeczytałam, że czegoś się dowiedziałam, ale przede wszystkim ucieszyłam, że to mnie nie dotyczy i że to nie mój świat tak wygląda. Wiedziałam, że nigdy po żaden narkotyk nie sięgnę (i tak było). Minęły lata... I co widzę w zapowiedziach książkowych? Kontynuację "My, dzieci z dworca ZOO"!
No przecież musiałam ją kupić i przeczytać. Wiadomo! 
Szczerze mówiąc, po przeczytaniu książki "My, dzieci..." aż do teraz nie słyszałam niczego o Christianie F. Może myślałam, że nie żyje. Ale pewnie nawet nie. Szok minął, nastąpiły kolejne książki, a życie toczyło się do przodu. Okazuje się jednak, że Christiane Felscherinow (dawna F., bo w pierwszej książce jej nazwisko nie pada) żyje, choć trudno w jej przypadku stwierdzić, że ma się świetnie. Bo tak nie jest. Jest (i całe życie było) trudno, pod górkę i niewesoło. Zdarzały się jej lepsze dni i momenty (narodziny syna, wyjazd do Grecji), ale zaraz po nich było "jak zwykle" (powrót do heroiny, odsiadka, nieudane związki). Nie chciałabym (tradycyjnie już) za bardzo zgłębiać treści tej książki, by potencjalnym czytającym nie zepsuć czytania. Wystarczy sam fakt, że pełno już o niej w mediach (recenzje w gazetach, duży artykuł o Christiane w DF Gazety Wyborczej). "Najsłynniejsza niemiecka narkomanka" stała się osobą medialną i pożądaną. 
I tak się teraz zastanawiam, czy to dobrze czy źle... Nie jest wszak niczym chlubnym być znanym z tego, że się ćpało i puszczało na ulicy. Ale ponieważ mnie to jakoś nie dotyka, to przechodzę na tym faktem do porządku. Widziałam gdzieś tam krótką rozmowę z Christiane Felscherinow i zrobiła na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Kobieta wydawała się być całkiem sympatyczną, niegłupią babką, która po prostu miała ogromnego pecha, że władowała się w taki kanał. A z drugiej strony nie zapominam, że zrobiła to sobie sama i na własne życzenie, co zmniejsza we mnie uczucie zrozumienia i współczucia dla niej. Ja rozumiem, że w jej domu nie działo się dobrze, że czuła się tak, jak się czuła, że nie było przy niej odpowiednich ludzi, ale to nie tłumaczy sięgania po narkotyki. Ale nawet jeśli popełniła błąd i wpadła w to bagno, to po jego opuszczeniu (a tak się stało) powinna trzymać się od niego tak daleko jak się tylko da. Bo Christiane F. naprawdę mogła wyjść na prostą. Miała syna, miała swój kąt (wcale niemały), pieniądze (z książek i filmu na podstawie jej życia), mogła zniknąć z Berlina, gdzie każde miejsce przypomina o przyszłości, a ludzie znają ją i obserwują. Ale tego nie zrobiła. Dziś ma pięćdziesiąt trzy lata, zdrowie w rozsypce, problemy jak zawsze, ale żyje... 
Książka "Życie mimo wszystko" nie robi już takiego wrażenia, jak jej poprzedniczka. Inne czasy, starszy wiek, swoista, nabyta odporność na pewne sytuacje i fakt, że wszystko już było i widzieliśmy, bo największe okrucieństwa i obrzydliwości są na wyciągnięcie ręki (dziś internet i "Fakt", dawniej gazeta "Zły" czy magazyn kryminalny 997) studzą emocje i książkę czyta się jak jedną z wielu biograficznych. Wyróżnia ją dopiero świadomość tego, co dawniej było udziałem jej bohaterki i tego, jak wyglądało jej życie.
Książkę polecam koneserom, bo z pewnością nie jest dla każdego. No i raczej nie ma sensu czytanie jej bez uprzedniej lektury "My, dzieci...". "Życie mimo wszystko" już tak nie szokuje i nie wstrząsa, ale jest ciekawym dalszym ciągiem. Fajnie, że ktoś wpadł na pomysł, żeby sprawdzić co się dzieje u najbardziej znanej niemieckiej narkomanki. Dla mnie ta książka to swego rodzaju ciekawostka, którą z pewnością zapamiętam, ale nie będę się nią ekscytowała.
C.V. Felscherinow, S. Vukovic, Christiane F. Życie mimo wszystko, Wyd. ISKRY, Warszawa 2014, s. 282

Wspomniałam o filmie na podstawie książki "My, dzieci...". Oczywiście widziałam i zrobił na mnie nie mniejsze wrażenie niż sama książka. Jest bardzo wiernym jej odzwierciedleniem, a co za tym idzie- jest szokujący, mocny i wstrząsający. Również nie dla każdego... Ale, jeśli ktoś ma ochotę albo potrzebę, to zwiastun, w ramach zapowiedzi w czym rzecz. 




5 komentarzy:

  1. O dzieciakach z Zoo tez czytalem dawno temu i tez mnie ta ksiazka zszokowala. Zmasakrowala mi moja nastoletnia jazn. Po kolejne ksiazki Krysi pewnie juz nie siegne, ale chetnie odswiezylbym sobie tresc tej pierwszej. A, i filmu tez nie widzialem jeszcze. Nie wiem, jak mi umknal, ale juz pare razy mialem zamiar obejrzec. Kiedys to uczynie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przed przeczytaniem "Życia..." przez chwilę myślałam, żeby sobie przypomnieć "My, dzieci..." (a mam tę książkę w domu), ale doszłam do wniosku, że ciągle ją świetnie pamiętam. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak mi się utrwaliła. A jednak. Mogłabym ją "od ręki" dokładnie streścić. Jakoś tak jest, że to, co przeraża zostaje w pamięci... A film obejrzyj. Wstrętny jest, ale dobry...

      Usuń
    2. Juz mam tez te ksiazke. Co prawda w PDF, ale zawsze. Osiemnasta strone czytam :)

      Usuń
    3. Mozna wiedzieć skąd wziąłeś pdf tej nowej książki?

      Usuń
  2. Mozna gszies dostac ebooka zycie momo wszystko?

    OdpowiedzUsuń