7 listopada 2014

"Amerykaana" Chimamanda Ngozi Adichie

Amerykaana to książka, którą przeczytałam dobre dwa miesiące temu, ale z przyczyn, nazwijmy je, techniczno-wyjazdowych, nie zrecenzowałam. Umówmy się- nie wszystko, co zostało przeze mnie przeczytane musi mieć swój ślad na blogu, choć skoro ma być to mój notatnik, to powinno. A dodatkowo ta książka bardzo zasługuje na to, żeby zwrócić na nią uwagę. Po pierwsze- jest naprawdę dobra, interesująca i aktualna, po drugie ma świetną objętość (ponad 700 stron), a po trzecie- ma znakomitą okładkę, od której trudno oderwać wzrok...
Amerykaana to powieść rozgrywająca się współcześnie w Nigerii, Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Jej główne postaci- Ifemelu i Obinze- poznają się i zakochują w sobie jako nastolatki, jeszcze w Nigerii, i od tego momentu śledzimy ich zawiłe losy, po drodze będąc świadkami ich wzlotów, upadków, rozstania, powrotów do ojczyzny... Ifemelu na długi czas zakotwicza w Ameryce, w której odnosi sukcesy, m.in. za sprawą swojego bardzo aktualnego i kontrowersyjnego bloga. Obinze ma do niej dołączyć, ale jego plany dołączenia do ukochanej niweczy nie otrzymanie wizy amerykańskiej. Ponieważ Nigeria pod rządami dyktatury wojskowej nie jest najlepszym miejscem do życia, chłopak decyduje się wieść życie nielegalnego imigranta w Londynie. Pokuszę się o stwierdzenie, że miłość tych dwojga jest bazą powieści i punktem wyjścia do rozważań nad kondycją współczesnego świata, nad trudami bycia ciemnoskórym w USA czy Wielkiej Brytanii, podziałami i niesprawiedliwością. Wydawać by się mogło, że w obecnym, zglobalizowanym świecie nierówność rasowa nie ma prawa bytu, a jednak jest i ma się, niestety, świetnie. Ifem pisze na swoim blogu: (...) olimpiada prześladowań TRWA. Amerykańskim mniejszościom rasowym- czarnym, Latynosom, Azjatom i Żydom- wszystkim biali dosrywają, na wszelkie możliwe sposoby, ale dosrywają. (...) wszyscy inni uważają, że mają się lepiej od czarnych, bo, cóż, nie są czarni. (...)Więc białość to coś, do czego się aspiruje. (...) w wielu mniejszościach panuje pragnienie przynależności do białych anglosaksońskich protestantów, a przynajmniej do posiadania przywilejów, jakie daje ich białość. Prawdopodobnie blada skóra im się nie podoba, ale na pewno chcieliby móc wejść do sklepu i nie mieć natychmiast towarzystwa gościa z ochrony (...). Gdzieś w połowie książki znalazłam bardzo trafny opis typowego amerykańskiego czasopisma dla pań wg czarnej kobiety : (...) Więc w czasopismach, które łącznie liczą około dwa tysiące stron, są trzy czarne kobiety, z czego wszystkie dwurasowe, albo rasowo dwuznaczne, wobec czego równie dobrze mogłyby być Hinduskami albo Portorykankami czy coś tam. Żadna z nich nie jest ciemna. Żadna nie wygląda jak ja, wobec tego z tych czasopism nie dowiem się, jak mogłabym się malować. Popatrz, w tym artykule jest napisane, żeby uszczypnąć się w policzki, bo wtedy się zaróżowią, ponieważ w założeniu wszystkie czytelniczki mają policzki, które różowią się od szczypania. Opowiadają o różnych produktach do włosów dla każdego- dla blondynek, brunetek, rudych. Ja nie jestem żadną z nich. A tutaj piszą o najlepszych odżywkach- do włosów prostych, falujących i kręconych. Nie skręconych. Widzisz, co według nich znaczy kręcone? Moje włosy nigdy tak nie wyglądają. Tutaj piszą, jak dobierać cień do koloru oczu- niebieskich, zielonych, orzechowych. Ale moje oczy są czarne, więc nie wiem, jaki cień jest dla nich odpowiedni. Tutaj piszą, że różowa szminka jest uniwersalna, ale uniwersalna dla białych, a ja wyglądałabym jak kukła, gdybym się pomalowała taką szminką. O, popatrz, tu mamy pewien postęp. Reklama podkładu. Jest siedem różnych odcieni do białej skóry i jeden czekoladowy, ale to już jakiś postęp. To teraz możemy porozmawiać o rasowym skrzywieniu (...). Znamy to z własnego życia? Ja znam. Kupuję mnóstwo magazynów kobiecych i czarnoskóre kobiety (poza nielicznymi top modelkami) to zaledwie ułamek kobiet, jakie można zobaczyć na łamach. Rozumiem, że w Polsce osoby czarnoskóre wciąż jeszcze są ogromną mniejszością i swego rodzaju atrakcją, zatem są pomijane (choć tego nie pochwalam, bo Polakom bardzo by się przydała lekcja tolerancji i uświadomienie, jak różnorodne są rasy występujące na świecie). Ale w Stanach? Tam z wielu powodów powinno być oczywiste, że koegzystują obok siebie biali, czarni, zółci i mieszani i nie powinno się nikogo pomijać w żadnej ze sfer życia. W Amerykaanie mamy całe mnóstwo przykładów poniżania i lekceważenia jej niebiałych mieszkańców, nie brak tu ich zmagań z losem, trudnościami, nietolerancją... Ale są też piękne, szczęśliwe i pełne nadziei chwile. I codzienność z wszystkimi jej aspektami: kłopotami, smutkami, radościami i drobiazgami dnia codziennego. To się po prostu czyta! Zwykłe (choć tak inne od naszego) życie fascynuje i wciąga jak znakomity kryminał czy bestseller. To powieść wielowarstwowa, rozbudowana, ale również przemyślana i dojrzała, po prostu znakomita! Pochłonęłam tę książkę błyskawicznie i z żalem się z nią rozstawałam. Zaryzykuję stwierdzenie, że nieco zazdroszczę tym, przed którymi dopiero lektura Amerykaany. Dla zachęty dorzucę, że znalazła się ona wśród 10 najlepszych książek roku wg "The New York Times" oraz zdobyła National Book Critics Circle Award 2014. Wystarczy? Dodam też, że bez wątpienia sięgnę po inne książki autorki, której nazwisko nastręcza pewnych trudności do wymówienia ;) Polecam, polecam, polecam!!! 
C. Ngozi Adichie, Amerykaana, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2014, s. 762

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz