11 listopada 2014

"Księgarenka w Big Stone Gap" Wendy Welch

Księgarenka... jest niewielką objętościowo książeczką, po którą sięgnęłam głównie ze względu na jej okładkę. Okładkę śliczną dodam, sielską, uroczą, ciepłą... Dopiero po niej zainteresowałam się treścią. I zauważyłam, że ostatnio na rynku wydawniczym jest wysyp tego typu pozycji- traktujących o książkach, czytaniu, księgarniach, a wszystkie mają ładne i zachęcające okładki. Niestety, zdarza się że zachęcająca powierzchowność nie idzie w parze z dobrą i ciekawą zawartością. W przypadku Księgarenki w Big Stone Gap też było takie ryzyko, że okładka fajna, a zawartość kiepska lub ewentualnie taka sobie. Co prawda w podtytule mamy, że to powieść o przyjaźni, wspólnocie i nadzwyczajnej przyjemności z dobrej książki, ale chwytliwy slogan to za mało i mogło być różnie...
Całe szczęście, że Księgarenka okazała się być w tej mniej licznej grupie niezłych i zwyczajnie sympatycznych książek o książkach ;) Czytając ją, spędziłam naprawdę miłe chwile i zagłębiałam się w nią z przyjemnością. Główni bohaterowie książki, Wendy i Jack to autentyczni mieszkańcy autentycznego Big Stone Gap, którzy rzeczywiście prowadzą swoją niewielką księgarenkę. Przyjeżdżają do małego miasteczka i postanawiają zrealizować swoje wielkie marzenie o własnej księgarni. Jak postanowili, tak zrobili. Po drodze mieli kilka zwątpień, małych kryzysów, ale wiara we własne siły i chęć realizacji planów okazały się silniejsze od wszystkiego i księgarenka powstała. A Wendy zdecydowała się opisać cały ten proces, czego efektem jest ta oto książeczka. 
Wendy i Jack nazywają swoją księgarenkę "Opowieściami samotnej sowy", a lokalny dziennikarz napisał o niej, że (...) W księgarni panuje cudownie swojska atmosfera. Odwiedzający, którzy przeglądają książki, mogą usiąść- w istocie wywieszka wyraźnie ich do tego namawia- napić się kawy lub herbaty, przegryźć domowe ciastka maślane (...) albo swego rodzaju szkocki karmel.(...) Beck, Welch oraz ich kosmaty personel oferują też korzystne okazje do wymiany książek, na werandzie stoi pojemnik z książkami za darmo, działa komis dzieł sztuki i rękodzieła, są organizowane specjalne wydarzenia. Działa kółko literackie, są warsztaty haftu, przedstawienia kukiełkowe, domowe koncerty, tańce celtyckie. Dodajcie do tego wydarzenia dla dzieci, fascynujące gawędy z samym Beckiem, a wyrobicie sobie pewne wyobrażenie o tym, co się dzieje w księgarni prowadzonej na zasadach wyobraźni i miłości do życia. Ach, jak chciałabym mieć takie miejsce koło siebie! Spędzałabym tam sporo czasu buszując wśród półek... Tymczasem zadowalam się sieciówkami i dyskontem książkowym ;) Wendy pisze: nie macie pojęcia, ilu klientów wstępuje do nas i mówi, że czekają, aż mąż czy żona odbierze coś z apteki, syn albo córka wyjdzie od fryzjera na końcu ulicy, przyjaciel skończy ćwiczyć w pobliskiej siłowni. Czekając, przechadzają się pośród półek. Ci ludzie niczego nie kupią, chcą tylko pobyć w chłodnym- lub ciepłym- miejscu z cichą muzyką i przyjaznymi ludźmi. Dobrze wiedzą, że są mile widziani. Czasami siadają przy stole z herbatą, ale nie sprawdzają e-maili, nie rozmawiają przez komórkę, po prostu siedzą z nogami wyciągniętymi przed sobą, pozwalają oczom błądzić po półkach, z leciutkim uśmiechem na twarzy. Wskazując książkę mówią: "Czytałem to na studiach/w wojsku/w roku, kiedy się ożeniłem. Zmieniła moje życie/to najgłupsza książka, jaką w życiu czytałem". Przysięgam- Jack i ja obserwowaliśmy to wystarczająco często, by zaświadczyć- że ich oddech się zmienia. Zwalnia. Ich ramiona się rozluźniają. Oczy łagodnieją. I cała książka jest pełna takich fajnych i ciekawych spostrzeżeń, przy czytaniu których uśmiech mimowolnie wpełza na usta i zostaje tam na dłuższą chwilę. To może jeszcze jeden przykład... Odwiedzający nas wspominają czasem, że "pewnego dnia" chcieliby otworzyć księgarnię. Jakaż to musi być rozkosz, mówią, przez cały dzień przebywać w otoczeniu książek i idei, spędzać leniwe popołudnia na roztrząsaniu wielkich tematów literatury; znaleźć godnego partnera do rozmowy o tym, czy Sherlock Holmes Doyle'a stał się Elvisem myślących ludzi (...) Problem w tym, że człowiek rzadko ma czas na te fantastyczne rozmowy, bo jest zajęty sprawdzaniem zamówień albo walką z grzybem na ścianach. Każdy, kto marzy o prowadzeniu księgarni, powinien odpowiedzieć sobie na kilka pytań: Czy potrafisz udźwignąć dwudziestokilogramowe pudło? Czy wiesz, jak pachną kocie siki na papierze i czy umiesz pozbyć się tego zapachu? Czy stać cię na cierpliwość w rozwiązywaniu zagadek, zaczynających się od "Szukam jednej książki...", a kończących się na: "Ma ~i~ w tytule", albo "Ma czerwoną okładkę, autor był żołnierzem, z nazwiskiem na S. A może na Z?" Już wspomniałam o życiowych opowieściach, jakie usłyszycie, często nieprzyjemnych. Podstawowe kryterium w podejmowaniu decyzji o założeniu księgarni to nie tyle "Czy lubisz książki?", ile "Czy lubisz ludzi?". Ironia polega na tym, że mając nieograniczony dostęp do większej liczby dzieł literatury, niż kiedykolwiek nam się śniło, czytamy mniej (...). Można by rzec- samo życie... Sama wiele lat temu miałam wielką chęć pracować w księgarni i nawet miałam pewne widoki na taką pracę, ale ostatecznie nic z niej wyszło. I może to nawet lepiej? Bo tak się składa, że książki lubię (kocham wręcz!), ludzi natomiast niekoniecznie... A i czytam bardzo dużo, rozmaicie i bez nijakiego przymusu, że to albo tamto warto i trzeba znać, bo a nuż klient zapyta... Poza tym praca w czyjejś księgarni a bycie właścicielem swojej to też spora różnica. Wendy mówi: Może większość właścicieli otwiera księgarnie, posiadając lepszą wiedzę co do czekających ich zadań. Jack i ja nie mieliśmy pojęcia, jedynie pragnienie, które- jak sądziliśmy z naiwnością licealnych zakochanych- wystarczy za wszystko. Czyż miłość nie pokonuje wszelkich przeszkód? Szczerze mówiąc, pomaga, ale harówka od świtu do nocy też się liczy. (...) Jeśli będziesz podążać za swoją radością, będziesz ciężko pracować, aby ją osiągnąć. Kiedy klient mówi nam, że marzy o założeniu księgarni, dostrzegamy w tym entuzjazmie naszą własną naiwność. Tacy ludzie mogą mieć pewne wyobrażenie o długich godzinach pracy i niskich zarobkach, rzadko mają jednak pojęcie o pożarach, walecznych poszukiwaczach okazji, żałobie czy więzieniach. Dawniej my też nic o tym nie wiedzieliśmy. Teraz wiemy. Wierzcie mi, najbardziej przerażające, najtrudniejsze, najsmutniejsze i najważniejsze historie, jakie można znaleźć w księgarni, nie kryją się w książkach, ale w klientach. I tym sposobem, dostarczając w tym poście tak wielu cytatów, jasno i wyraźnie daję do zrozumienia, że książka mi się podobała i przypadła do gustu. Mnóstwo w niej mądrości, ciekawostek, książek, ale też typów ludzkich, ich radości i trosk. Jest małe miasteczko, jego bolączki i życie codzienne. Świetnie się o tym wszystkim czyta i w myślach można się przenieść do takiego Big Stone Gap. Pomarzyć sobie, powzdychać... Polecam serdecznie! 
Aaa... I jeszcze jest coś o mnie! :)
Biblioholik na każdym kroku staje przed
koniecznością trudnych wyborów: musi
wybierać między czytaniem a jedzeniem,
między kupieniem nowego ubrania
a kupieniem książek, między życiem na
przyzwoitym poziomie a życiem nędznego, lecz
masochistycznego szczęścia wśród nadużyć.
Tom Raabe, Biblioholism. The Literary Addiction
  W. Welch, Księgarenka w Big Stone Gap, Wyd. Black Publishing, Wołowiec 2014, s. 299

1 komentarz:

  1. Teraz jeszcze bardziej mi się marzy własna księgarnia... A książkę przeczytam do końca, bez odkładania jej "na potem", bo najwyraźniej warto :) I już po kilkunastu stronach pokochałam mądrości cytowane przez Wendy :)

    OdpowiedzUsuń