12 lutego 2016

"Córka rzeźbiarza" Tove Jansson (6/2016)

Dzisiaj raczej krótko, bo i książeczka cieniutka i malutka. Ale mała, nie znaczy miałka, bo niesie ze sobą spory ładunek emocji i uczuć. Dostajemy w tej książeczce garść opowiadań o dzieciństwie Tove Jansson, a opowiadania te wcale nie wyglądają jak opowiastki dziecka. Mnóstwo w nich mroku, chłodu, niesamowitej fantazji. Naprawdę nie są to naiwne, szczebiotliwe opowiastki o kwiatku, piesku i słonku, o jakie można by podejrzewać dziecko. Zresztą Tove nie była typowym dzieckiem i nie wychowywała się w statecznym domu z takimiż rodzicami. Jej rodzice, artyści, tata rzeźbiarz, matka malarka, całkowicie odrębne jednostki, z głowami pełnymi szalonych pomysłów i wizji, musieli zostawić coś z tego w swojej latorośli. Zimy spędzali w mieście, lato na wsi i zawsze było niebanalnie. I tę oryginalność można znaleźć w dziecięcych historyjkach Tove. Niesamowicie podoba mi się, jak pisała i tak samo podobają mi się te opowieści. Autorka pięknie zarysowuje nam to, czym żyła jako dziecko. Wprowadza nas w swój niesamowity świat fantazji i zmyśleń, mocno odrealniony i niezwykły, a przez to fascynujący i wciągający. Z ogromną przyjemnością czytałam o przygodach małej Tove w lesie, o sztormie, chłodzie skandynawskiej aury, cennym kamieniu, górze lodowej, zdziwaczałej ciotce, zaprzyjaźnionych zwierzakach (i nie są to pies czy kot, jak można by się spodziewać ;), zupełnie magicznych świętach bożego narodzenia czy wreszcie o zabawach i czasie spędzonym z rodzicami, z którymi mocno było związana i z którymi tworzyli nietypową, choć mocno kochającą się rodzinkę. Czyta się to wszystko, mimo tego mroku, chłodu i niebanalności, błyskawicznie i z zaciekawieniem, a że książeczka malutka (li jedynie sto pięćdziesiąt stron i to jeszcze rzadko obsypanych tekstem), to spokojnie przeczyta się ją za "jednym posiedzeniem", koniecznie przy gorącej kawie lub herbacie. Ale generalnie to bardzo fajna książeczka i na pewno nie moje ostatnie spotkanie z Tove Jansson.
T. Jansson, Córka rzeźbiarza, Wyd. Marginesy, Warszawa 2016, s. 158

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz