15 grudnia 2013

Ida / Płynące wieżowce

Dzisiaj o dwóch polskich filmach, które obejrzałam w odstępie tygodnia. Jeden z nich jest dobry, drugi- słaby i nużący, a który jest który o tym za chwilę. Pozornie nic (oprócz tego, że obydwa te filmy są polskie) je nie łączy, ale jak się okazuje mają więcej punktów stycznych. Obydwa są z tego roku, obydwa dostrzeżone i nagradzane na festiwalach filmowych, wreszcie i jeden i drugi wzbudzają niejakie kontrowersje i są dość szeroko komentowane.

IDA

Bohaterkami "Idy" są dwie kobiety: tytułowa Ida (Agata Trzebuchowska), sierota, wychowanka klasztoru i przyszła zakonnica oraz jej ciotka- Wanda Gruz (Agata Kulesza), sędzina zwana "krwawą Wandą", co zawdzięcza wydawaniu wyroków śmierci na wrogów ludu. Los styka je ze sobą po latach. Wanda zabiera Idę do ich rodzinnej wioski, by ta mogła poznać tragiczną historię swoich rodziców. To tak bardzo skrótowo o czym traktuje film. Na podstawie tego krótkiego opisu mogłoby się wydawać, że to właściwie nieskomplikowany film o losach dawno niewidzianych krewnych. Ale tak nie jest. Okazuje się bowiem, że rodzicami Idy byli Żydzi, a zginęli z rąk swoich polskich sąsiadów. Skąd my to znamy? "Pokłosie" się kłania... I tak oto banalny film nabiera rumieńców i okazuje się być bardziej skomplikowany i trudny. Ludzie z wioski niechętnie wracają do przeszłości (jakże niechlubnej), ale Wanda jest zdeterminowana i nieustępliwa w dążeniu do prawdy. Film zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie i to on jest tym dobrym, wartym obejrzenia z dwóch powyższych tytułów. To film bardzo kameralny, czarno-biały, oszczędny w środkach wyrazu i piękny w swej prostocie. Nie brak w nim pięknych ujęć, nostalgii i zadumy... Ale, żeby nie było za nudno i zbyt melancholijnie, to mamy w filmie bardzo ożywczy wątek dansingu w hotelu, gdzie w piosenkarkę klubową wciela się świetna jak zawsze Joanna Kulig. Jest i saksofonista klubowy (Dawid Ogrodnik), który na chwilę zatrzęsie spokojnym i poukładanym życiem Idy. Podoba mi się połączenie "w parę": rzutkiej, niezależnej i przebojowej sędziny (świetna rola Kuleszy) i skromnej, delikatnej nowicjuszki. Dostrzegam w filmie delikatny zarys kina drogi, co zawsze cenię w filmach. Podsumowując- warto zobaczyć, pomyśleć i wyrobić sobie o nim własne zdanie. Polecam.




PŁYNĄCE WIEŻOWCE

No i ten drugi film... Obejrzałam go dziś, raptem dwie godziny temu i najkrócej powiedziałabym, że traktuje o młodym facecie, który nie wie czego chce. Pasowałby mi tu tytuł "Cierpienie młodego pedała/geja" (jak kto woli...). No i cóż, co by tu o nim... Ano żyje sobie w stolicy młody chłopak, trenuje pływanie, ma dziewczynę, mieszka z nią u swojej matki... Aż pewnego dnia poznaje innego chłopaka... Uznaje wówczas, że to jest to, że jednak woli mężczyzn i odnajduje swoją prawdziwą naturę. Dalej mamy scenki rodzajowe z życia owego pana i jego bliskich, wydumane dylematy i szukanie nie wiadomo czego... Właściwie nie wiem po co ten film powstał... Szłam do kina z myślą, że obejrzę kolejny dobry polski obyczaj, a zobaczyłam irytujące i nudne nie wiadomo co... Nie wiem, może tylko ja filmu nie rozumiem i nie doceniam, a przecież dostał tyle nagród i pochwał. Uważam się za osobę tolerancyjną i nie przeszkadza mi, że dwóch facetów może się kochać, więc film mnie nie bulwersuje. To, że sporo w nim (jak na polski film) golizny też mnie nie szokuje, a dylematy miłosne bohatera nie robią na mnie wrażenia...Piękna historia miłosna? Yyyy... A gdzie? To chyba nie w tym filmie. Jeśli ten film ma się przyczynić do wzrostu tolerancji dla kochających tej samej płci i oswajać polskiego widza tudzież społeczeństwo z tym tematem, to robi to bardzo nieudolnie i niemrawo. Jedna z moich koleżanek stwierdziła, że nie ogarnia tego filmu. Kaśka, nie jesteś sama! Ja też go nie ogarnęłam i konia z rzędem temu, kto ów film ogarnie. Nie polecam, ale jeśli ktoś chce go próbować ogarnąć i nie ma lepszych filmów na horyzoncie, to proszę bardzo...
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz